piątek, 27 kwietnia 2018



Nie macie wrażenia, że wszyscy ulegamy hipnozie nieustannej pogoni, określanej mianem wyścigu szczurów? Absorbująca praca zawodowa, z ciągłym dążeniem do odniesienia sukcesu materialnego. Źle opłacana, aby ciągle był niedosyt i maksymalizacja wydajności. Pory roku zmieniają się jak w kalejdoskopie, a stan posiadania coraz to innych gadżetów, zdobyczy cywilizacji daje nam namiastkę czegoś co powszechnie nazywane jest szczęściem. By je zdobyć jesteśmy w stanie zrobić niemal wszystko. Jednocześnie nie zauważamy faktu, że zadowolenia nie daje nam posiadanie jakiegoś gadżetu, ale to, że ktoś inny jeszcze go nie ma. Skoro nie ma, więc zajmuje niższy level. Jak w grze Nintendo, i to nas cieszy! Posiadanie czegoś jest przecież przywilejem. Jedziemy do pracy wypasioną furą, wyposażoną w napęd hybrydowy i najnowsze osiągnięcia techniki, a kolega z sąsiedniego biurka poci się na rowerze. Radość nas rozpiera. ON musi się jeszcze sporo napedałować zanim osiągnie mój poziom. Więc banan się pojawia na naszej twarzy do czasu, gdy trafiamy na korek. Kolega dogania nas jadąc ścieżką rowerową, więc wjeżdżamy na chodnik, przecież nie może dotrzeć do celu swej podróży szybciej od nas! Mamy do tego prawo.W końcu ON nie ma prawa zmieniać zaszeregowania społecznego.


To nie jest odosobniony przypadek. To jest powszechne zjawisko, w każdej grupie wiekowej i niemal każdej społeczności. Co ciekawe, tak postępują również państwa. Wizy, cła, i cała ta polityka antyimigrancka jest po to by INNI nie przeszli na wyższy level. Miarą sukcesu poszczególnych państw jest produkt krajowy brutto. Określa on status materialny społeczeństwa. Ilość gadżetów na jakie stać obywateli jakiegoś państwa.


Rywalizacja przyspiesza rozwój ekonomiczny i postęp. Ludzie oczekują coraz lepszych gadżetów. Szybciej, więcej, taniej, nowocześniej. Jest to twórcze, napędza gospodarkę. Produkcja i modernizacja gadżetów następuje w tempie geometrycznym, podobnie rośnie liczba ludności. Zniszczyliśmy przy tym środowisko, rabunkowo wykorzystujemy surowce, których ilość jest przecież ograniczona. Do tego toniemy w śmieciach, a powietrze nie nadaje się do oddychania w wielu miejscach na ziemi. Nastąpiło znaczne rozwarstwienie poziomu życia w społeczeństwie. Coraz trudniej przebić się na wyższy poziom stanu posiadania. Ludzie mniej zamożni domagają się solidaryzmu. To samo następuje na poziomie globalnym. Izolacja biedniejszych państw spowodowała, że ICH ludność emigruje w poszukiwaniu możliwości przejścia na wyższy level. Pojawiają się na tym tle konflikty narodowościowe, religijne i kulturowe. To idealna pożywka dla ruchów nacjonalistycznych, terroryzmu i komunizmu.

Dokąd zmierzamy?


Czym właściwie jest to szczęście?

Od strony psychologicznej szczęściem określamy dobrą passę, chwilową radość jak i zadowolenie z życia. Zdobywanie gadżetów wynika z dobrej passy, wywołuje też chwilową radość. Chwilową, bo za jakiś czas gadżet będzie passe. Jak nowa zabawka, którą damy dziecku. Z czasem zestarzeje się i będzie na tyle powszechna, że jej posiadanie nie będzie stanowić przywileju wyższej kasty. Z perspektywy lat może okazać się, że gadżety nie przynoszą żadnej radości z życia. Wyścig aby je osiągnąć był daremny, a poświęcenie na nie życia nie dało nam szczęścia. Może więc nie warto stawać do wyścigu szczurów i zmodyfikować nasze postępowanie?


Do podobnych wniosków doszli nawet ekonomiści. Twórcy budowania religii konsumpcjonizmu. Kreowania popytu i podaży. Skoro jest nas coraz więcej, a wszyscy chcą utrzymać swój stan posiadania i standard życia, konieczny jest zrównoważony rozwój, inaczej zaczniemy się cofać.

Niektórzy uważają, że już jest to niemożliwe, że powinniśmy skupić się na zapewnieniu elementarnych potrzeb człowieka jakimi są żywność i woda. Zmarły niedawno Stephen Hawking uważał, że jedynym wyjściem jest przejście (przynajmniej elit) na wyższy level, poziom kosmosu. Tak jak teraz emigranci z Afryki i krajów Arabskich, ludzkość będzie musiała opuścić Ziemię. Poszukać innej planety nadającej się do zasiedlenia. Prognozy demograficznie, jak i klimatycznie spowodują, że już niebawem Ziemia przestanie stanowić bezpieczny dom. Ma tremu służyć wznowienie na strategiczną skalę zdobywanie kosmosu i jego penetracja w poszukiwaniu innej planety nadającej się do osiedlenia.

O zrównoważonym rozwoju ekonomiści, demografowie, ekolodzy mówią od dawna. Najczęściej łączą rozwój ekonomiczny z zapewnieniem ochrony środowiska. Posługują się pojęciem ekorozwoju. Unia Europejska forsuje samoograniczenie się państw w emisji gazów cieplarnianych, wykorzystania  paliw samoodnawialnych, wprowadzenia gospodarki powtórnego wykorzystania odpadów, wspierania rozwoju technologii nie wywołujących nieodwracalnych szkód w przyrodzie. Wyśrubowane normy ekologiczne powodują sprzeciw wśród krajów biedniejszych. Traktują to jako jedną z form restrykcji służących blokowania rozwoju ich państw. Politycy partii populistycznych traktują walkę z tymi przepisami jak patriotyczny obowiązek. Nie przejmują się, że trują (chociażby smogiem) mieszkańców państw w których sprawują władzę. Są obojętni na statystykę wykazującą, że każone środowisko wywołuje większą zachorowalność czy wręcz śmiertelność obywateli. Dodatkowo nie dbają o przyrodę prowadząc rabunkową gospodarkę zasobami leśnymi. Nie myślą o przyszłych pokoleniach. Liczy się dla nich jedynie moment w którym mogą być przy władzy.




Bardzo dziwnie zrównoważony rozwój tłumaczą, na światowych forach ekonomicznych, nasi politycy. Dają za przykład gospodarkę Chin. Podkreślają sukces gospodarki scentralizowanej, opartej na silnej roli państwa. Mówią o zaciskaniu fiskalizmu i wyższych podatkach, oraz sprzeciwie dla robotyzacji w przemyśle. Takie przynajmniej były główne tezy premiera Morawieckiego w temacie zrównoważonego rozwoju na 47. konferencji ekonomicznej w Davos. Główne zagrożenie na świecie nasz premier widzi w tym, że 70-90 proc. społeczeństwa nie partycypuje w globalnym wzroście gospodarczym. Wrogiem, według niego, jest globalizacja i narzucanie ekorozwoju państwom rozwijającym się. Od zrównoważonego rozwoju ważniejszy dla niego jest odpowiedzialny rozwój.
Na szczęście nikt z światowych ekonomistów nie podchwycił tej "wizji" rozwoju. Forum było w połowie ubiegłego roku, a w grudniu minister Morawiecki został naszym premierem.

Korzystanie bez umiaru z zasobów surowców naturalny politycy tłumaczą względami religijnymi. Fałszywie interpretując słowa Starego Testamentu "czyńcie sobie ziemię poddaną...Bądźcie płodni i rozmnażajcie się; zaludniajcie ziemię i bierzcie ją w posiadanie! Dla was są ryby w morzu, ptaki w powietrzu i wszelka istota żywa, która się porusza na ziemi." Ks. Rodzaju 1.28. Nieco inaczej na ten fragment patrzą protestanci. Służebność natury człowiekowi widzą jako prawidłowe dbanie o nią i odpowiednie gospodarowanie, by nas wyżywiła. Tę myśl jeszcze w XVII wieku zapoczątkował szwajcarski biskup Jacob Amman twórca chrześcijańskiej wspólnoty amiszów.

Wspólnoty amiszów do dziś świetnie sobie radzą w 28 stanach USA oraz Ameryce Środkowej. To bardzo konserwatywna i restrykcyjna wspólnota o strukturze gmin izolujących się od otoczenia. Amisze w swoim postępowaniu ściśle przestrzegają swoich zasad. Są one dość szczegółowe. Od zalecanych fryzur po kolor ubioru. Amisze nie korzystają z nowoczesnej techniki. Ortodoksyjne zbory nie korzystają nawet z elektryczności, samochodów, telewizji, fotografii i innych nowoczesnych wynalazków. Praktycznie wszyscy zajmują się rolnictwem i przetwórstwem płodów rolnych. Można powiedzieć że dla nich czas zatrzymał się w XIX wieku w momencie przyjazdu do Ameryki.

Budowa wspólnot na zasadach gmin jest bardzo ważnym elementem ich życia. Gmina o wszystkim decyduje. Każdy jej służy, a w podeszłym wieku jest przez nią utrzymywany. Amisze nie podlegają ubezpieczeniu społecznemu, nie służą w wojsku, nie posyłają dzieci do szkół publicznych. Ograniczają naukę do czternastego roku życia, jedynie na poziomie szkoły podstawowej. Wypełniają swoje życie w zgodzie z Biblią i otaczającą ich naturą.

Czy są szczęśliwi? 

Pewnie tak, bo nie znają naszego świata, a może dlatego, że my wiemy jaki on jest.


Amisze to potomkowie imigrantów, głównie ze Szwajcarii. I to tam mamy nowoczesną wspólnotę, która szczyci się życiem w zgodzie z naturą, rozumiana jako wzór zrównoważonego rozwoju.

Methernitha to niewielka wspólnota chrześcijańska która zamieszkuje  Linden w Szwajcarii. Podobnie jak amisze, są zorganizowani w formie spółdzielni. W latach pięćdziesiątych kupili oni ziemię niedaleko Brna i osiedlili się, aby żyć w zgodzie z chrześcijaństwem i naturą, dbając o otaczające ich środowisko. Odrzucili wszystko co uzależnia: nikotynę, alkohol, narkotyki. Ludzie żyjący w tym zborze pomagają sobie nawzajem. Jednak w przeciwieństwie do amiszów członkowie wspólnoty mają własne, niezależne poglądy i filozofię, cieszą się wolnością osobistą i wolnością działania. Zasady funkcjonowania zboru nigdy nie naruszały swobód jej członków i innych ludzi. Idealistyczna wizja jeden za wszystkich, wszyscy za jednego.

Początkowo wspólnota żyła z produkcji mebli. Jednak sławę zyskała dzięki cudownej maszynie jaką opracowali członkowie zboru. By żyć "w równowadze" z przyrodą na przełomie lat 60. i 70. rozpoczęli prace nad perpetuum mobile - Thesta Distatica, maszynę wytwarzającą energię z przemian elektrostatycznych w atmosferze. Pierwsze maszyny wytwarzające energię zostały zbudowane w 1982 roku i działają do dziś. Największa produkuje od 3 do 4 kilowatów prądu stałego o napięciu 230 woltów. Naukowcy potwierdzili, że uzyskuje energię z nacisku pola grawitacyjnego przy braku jakiegokolwiek napędu.

Można powiedzieć, że to cud 150 osobowa wspólnota chrześcijańska, żyjąc w zgodzie z przyrodą stała się samowystarczalna, wytwarza własną czystą energię i żyje od 70 lat w harmonii i szczęściu w zrównoważonym rozwoju.

Thesta-Distatica http://perpetualmotion21.blogspot.com/2015/06/thesta-distatica.html

Czy trzeba żyć w komunach, gminach, spółdzielniach aby dążyć do szczęścia, w zrównoważonym rozwoju i zgodzie z przyrodą?


Szczęście jest stanem emocji, na który mamy wpływ. Zamiast pożądać rzeczy które osiągnęli inni wystarczy zaakceptować to co posiadamy. Odrzucić bezmyślny wyścig szczurów i pogodzić się z miejscem, które zajmujemy. Znajdziemy tę poradę w Nowym Testamencie, który w wielu fragmentach piętnuje zazdrość. Amerykański filozof William James stwierdził, że: "akceptacja (tego, co się stało) jest pierwszym krokiem do przezwyciężenia konsekwencji każdego nieszczęścia". Skoro zaakceptujemy to co nas spotyka, przestaniemy zazdrościć innym, nie będziemy chcieli dążyć by mieć coraz więcej, to nie będziemy nieszczęśliwi. A może nawet osiągniemy radość z życia, bez konieczności wyzbycia się własnej osobowości i skazywania się na członkostwo w jakimś zborze. William James twierdził, że człowiek, w celu zaspokojenia swoich potrzeb posługuje się prawdą względną zbudowaną na własny użytek. Tak samo powinniśmy oceniać poglądy religijne. Dlatego, według jednych ludzi, mamy czynić ziemię sobie podporządkowaną, aby ją bez ograniczeń eksploatować, inni zaś uważają, że mamy dbać o nią czerpiąc jedynie z niej w sposób zrównoważony, w zgodzie z nią współistnieć

Aby żyć w zgodzie z naturą trzeba jednak zaakceptować nasze w niej miejsce. Musimy szanować życie nasze i przyrody. Tylko tak możemy żyć nie niszcząc świata, nie podcinając gałęzi, na której siedzimy. Oczywiście łatwiej jest tak żyć, gdy jesteśmy jak zwierzęta w stadzie. Pewnie dlatego w komunie, gminie, spółdzielni żyje się łatwiej. 

Na szczęście na świecie są również zwierzęta, które chodzą własnymi ścieżkami. Aby być szczęśliwym wystarczy zaakceptować ścieżkę, którą dane NAM jest iść.


 #szczęście #amisze #wolna energia #zrównoważony rozwój #wyścig szczurów #w zgodzie z naturą #Thesta Distatica #methernitha
  

Jeśli chcesz, zostaw po sobie ślad w komentarzu, będzie nam miło go przeczytać. Pamiętaj jednak , że w Internecie również obowiązują zasady savoir-vivre. Komentarze łamiące netetykietę (tj. wulgaryzmy, spamowanie, etc.) będą usuwane.

Subskrybuj posty | Subskrybuj komentarze

- Copyright © Inside Your Life | blog lifestylowy - Powered by Blogger -