Archiwum dla lutego 2018

Przykazanie miłości. Życie jako służba


„Albowiem Syn Człowieczy nie przyszedł, aby mu służono, 
lecz aby służyć i oddać swe życie na okup za wielu”. 
Ewangelii Marka 10,45.

Przykazanie miłości

 

Kierowanie się w życiu miłością jest dla nas bardzo ważnym przesłaniem. Zostało ono zapisane w Ewangelii Mateusza jako pierwsze i największe przykazanie (Mateusz 22:36-40):

 36. "Nauczycielu, które przykazanie w Prawie jest największe?" 

 37. On mu odpowiedział: "Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem. 

 38. To jest największe i pierwsze przykazanie. 

 39. Drugie podobne jest do niego: Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego. 

 40. Na tych dwóch przykazaniach opiera się całe Prawo i Prorocy". 


Na te same Słowa Chrystusa powołuje się również Ewangelista Marek (12:28-33). Te fragmenty Pisma Świętego dowodzą, że miłość w chrześcijaństwie jest fundamentem wiary, opoką, na której budowane jest doczesne życie. Stanowi integralny element katechezy różnych kościołów chrześcijańskich.

Oczywiście do tego aby kierować się w życiu miłością do innych nie trzeba być koniecznie chrześcijaninem.

Filozofia miłości przewija się w różnych rozważaniach wielkich myślicieli. O tym czym jest miłość dla człowieka, jak wpływa na budowanie przez niego relacji z innymi ludźmi pisali poeci, znawcy psychologii, pedagogiki, socjologii, filozofii i teologii. Platon określał miłość dążeniem do znalezienia psychicznego dopełnienia w drugiej osobie. Arystoteles wiązał miłość z przyjaźnią, która, obok kontemplacji, jest zasadniczym celem życia człowieka. Św. Augustyn stawiał chrześcijańską filozofię miłości jako źródło czystej miłości. Spinoza opisując w naturalistyczny sposób ludzkie emocje i zachowanie, utożsamia logiczność miłości ze zdrowiem. Zdaniem Hegla ludzkie więzi polegają właśnie na bezpośredniości wzajemnego stosunku poszczególnych osób, określanego jedynie przez miłość, troskę i bezinteresowne oddanie...



Moim zdaniem właśnie słowa Hegla oddają istotę miłości. Nasze służebne działanie względem innych ludzi jest zgodne z chrześcijańskim przesłaniem opisanym w Piśmie Świętym. Gdy dodamy do tego słowa Cycerona:  "Nikt nie rodzi się człowiekiem,człowiekiem, każdy z nas dopiero się staje" mamy podstawy do służenia ludziom niezależnie od narodowości, światopoglądu, wyznawanej wiary.

Przeciwstawieniem dla życia w miłości jest filozofia nienawiści. Niestety często jest związana ze źle interpretowaną religią i polityką. Można też pokusić się stwierdzeniem, że właśnie przywódcy chcąc osiągnąć sukces w swojej polityce wykorzystują religię dla osiągnięcia swoich sukcesów. Przykładem jest święta inkwizycja, dżihad, wojny religijne, szerzenie nienawiści z ambon kościelnych.

Potrzeba bezinteresownego służenia ludziom daje ratunek nie tylko potrzebującym. Czyniąc dobro, jak powiedział Cyceron, stajemy się ludźmi, a nasze życie staje się wartościowe. Skoro nie mamy predyspozycji do życia w bogactwie materialnym, musi wystarczy nam do życia jedynie bogactwo duchowe, które znajdziemy w otworzeniu się na potrzeby innych. To swoiste nawrócenie stylu życia przyniesie nam satysfakcję i wartość, której nam nikt nigdy nie odbierze.

Pierwszy raz z możliwością służenia innym spotykamy się w harcerstwie. Na przełomie lat 60. i 70. w telewizji był program Macieja Ziemińskiego "Niewidzialna ręka". Program ten istotnie wpłynął na młodzież wychowywaną w rozdziale państwa od kościoła. Adresowany głównie do drużyn harcerskich uczył potrzeby bezinteresownego służenia innym. Osobom starszym, chorym, niezaradnym. Przekazywał młodym ludziom postawy prospołeczne, kierując ich energię na pomaganie potrzebującym. Działania te były pozbawione ideologii i polityki. Przypominam, że harcerstwo wówczas nie było jeszcze podzielone. Dopiero potem pojawił się HSPS (Harcerska Służba Polsce Socjalistycznej), a po transformacji katolicki odłam harcerstwa - ZHR.

Aby utrzymać altruistyczne podejście do czynionego dobra i urozmaicić przekaz do młodych ludzi przykłady działań były przedstawiane w duchu tajemniczej "Niewidzialnej ręki", która pomagała innym. Nigdy nie pokazywano twarzy osób czyniących dobre uczynki. Nie było też widać mundurów. Tajemniczą formę przekazu można by dziś utożsamić z działaniami Zorro, czy Batmana. W ciągu audycji przewijało się hasło „Niewidzialna ręka to także Ty”.




W organizowaniu pomocy osobom potrzebującym i charytatywnej działalności misyjnej działają przy kościołach chrześcijańskich w Polsce specjalnie wydzielone instytucje. Są to: Caritas w Kościele Katolickim, Diakonia w Kościele Ewangelicko-Augsburskim, czy Eleos w Kościele Prawosławnym. Organizacje te służą ludziom zarówno w zakresie stałych działań, organizowania akcji, czy zbiórek celowych, a także na placówkach zagranicznych. Są prowadzone przez te instytucje domy opieki, ośrodki rekolekcyjno-wychowawcze, hospicja, jadłodajnie itp. Prowadzą też w ramach swoich zadań ośrodki misyjne służące społecznościom w wielu krajach, głównie trzeciego świata. Organizowana jest również pomoc doraźna podczas klęsk żywiołowych, epidemii, działań wojennych.

Najbardziej znaną z działalności misyjnej jest Matka Teresa z Kalkuty. Urodziła się w albańskiej rodzinie w prawosławnej Macedonii, W muzułmańskim mieście Skopie. Założyła w latach pięćdziesiątych Zgromadzenie Sióstr Misjonarek Miłości podległego wyłącznie papieżowi, a teraz jest czczona jako święta przez katolików. Praca charytatywna na rzecz indyjskich dzieci była powiązana z szerzeniem chrześcijaństwa co często zarzuca się jej jako warunek do pomagania innym.

Podczas pontyfikatu Jana Pawła II bardzo prężnie zaczęli działać w Polsce fokolaryni zwani obecnie jako Ruch Focolari. Założycielką ruchu była osoba świecka - Włoszka Chiara Lubich, która w 1943 złożyła prywatne śluby, konsekrując swoje życie Bogu. Na oddanie swojego życia w służeniu Bogu i ludziom bezpośredni wpływ miało zbombardowanie jej rodzinnego miasta Silvii przez Aliantów pod koniec II Wojny Światowej. To dopiero wówczas Włosi zaczęli odczuwać działania wojenne i zniszczenia w swoich domach. Pojawiła się potrzeba pomocy innym. Odrodzenie duchowe i społeczne. Pomoc bliźnim w połączeniu z szerzeniem ekumenizmu i nawoływaniem do jedności w wierze. Kierowali się hasłem "miłość do Boga, miłość wzajemna". Ruch został zaakceptowany przez Watykan dopiero w 1964 roku.

W latach osiemdziesiątych w Polsce działalność fokolarynów utożsamiano bardziej z działalnością wytyczoną przez Jana Bosko, księdza z przedmieść. Osoby świeckie anonimowo pomagały biednym, zwłaszcza w stanie wojennym przy rozdawnictwie darów, które trafiały z zachodu głównie do kościołów. Fokolarynom przyświecało wówczas hasło "szukania Boga w drugim człowieku". Cechowało ich bezgraniczne oddanie innym. Wręcz dzielenie się swoimi rzeczami z innymi.  Mam wrażenie, że obecny Ruch Focolare w Polsce utracił już tamte idee i bardziej skupił się na działalności ewangelizacyjnej głównie w obrębie kultu maryjnego. Oczywiście nie znaczy to, że w innych krajach jest tak samo jak w Polsce. Wielu szwedzkich lekarzy-luteran należy do tego ruchu służąc bezinteresowną pomocą innym.



Od 40 lat pomocą ludziom bezdomnym, z uzależnieniami od alkoholu, narkotyków, chorych na AIDS zajmował się Marek Kotański. Polski psycholog, terapeuta, organizator wielu przedsięwzięć mających na celu zwalczanie patologii społecznej i pomaganie osobom uzależnionym. Twórca Monaru i Markotu. Swój pierwszy ośrodek założył w Głoskowie w 1978 roku. Marek był symbolem walki o ludzi z uzależnieniami, bezradnych i zagubionych społecznie. Stworzył struktury i wzorce terapii. Organizacja pomocy w Monarze przyczyniała się do edukacji naszego społeczeństwa. Osoby wychodzące z uzależnienia znajdowały zatrudnienie w organizacji kolejnych ośrodków. To była i jest samopomoc pokoleniowa byłych narkomanów dla nowo uzależnionych. Ośrodki Monaru są w całej Polsce. Łącznie z 135 ośrodków odwykowych leczy się ponad 20 tyś. osób. Ruch Wychodzenia z Bezdomności Markot to kolejna sieć 70 placówek przeznaczona dla osób uzależnionych opuszczających wiezienia. Marek interesował się również bezdomnymi dotkniętymi  chorobą Alzheimera. Również dla nich stworzył kilka ośrodków.

Monar prowadzi dodatkowo programy ograniczające szkodliwość uzależnienia dla osób aktywnie używających narkotyki, których celem jest poprawa ich zdrowotnej i socjalnej sytuacji. Organizuje również programy redukcji szkód spowodowanych używaniem narkotyków, których celem jest przeciwdziałanie rozprzestrzenianiu się wirusa HIV, innych chorób zakaźnych. Działalność Monaru i Markotu ma niebagatelny wpływ na ograniczenie bezdomności i kryminalizacji tych osób. Monar to również 13 poradni i punktów konsultacyjnych w całej Polsce.

Marek Kotański zmarł w 2002 roku. W ostatnich latach towarzyszył mu hejt sekty nienawiści. Społeczności lokalne utrudniały i utrudniają powstawanie kolejnych ośrodków leczenia osób uzależnionych. Jak w czasach komunistycznych tak i dziś politycy uważają, że nie ma problemu jak się nic z nim nie robi.

Z podobnym hejtem spotyka się teraz Jurek Owsiak. Wolontariusze są przeganiani sprzed kościołów, a telewizja "publiczna" utrzymywana z naszych wpłat abonamentowych ma zakaz z Ministerstwa Kultury pokazywania akcji WOŚP, która przecież służy wszystkim Polakom.
Jurek Owsiak to człowiek-instytucja.W 1992 roku założył "Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy" która już dawno przerosła wszelkie początkowe oczekiwania. Zadaniem WOŚP jest „działalność w zakresie ochrony zdrowia polegająca na ratowaniu życia chorych osób, w szczególności dzieci, i działanie na rzecz poprawy stanu ich zdrowia, jak również na działaniu na rzecz promocji zdrowia i profilaktyki zdrowotnej”. WOŚP to nie tylko zbiórka pieniędzy przez setki tysięcy wolontariuszy zaangażowanych w akcji, której finałem jest "Światełko do nieba". To również umiejętne inwestowanie zebranych pieniędzy w sprzęt medyczny wszędzie tam gdzie jest potrzebny. Najważniejszą rolą WOŚP jest edukacja pomocy bliźniemu. Dzięki temu wzrasta bezideowa, niekomercyjna wrażliwość społeczna. Podczas finału WOŚP ludzie przypominają sobie o drugim człowieku, są empatyczni i czują w tym swoją siłę bez wykrzykiwania haseł nienawiści jak ich przeciwnicy. Przecież miłość i dobro nie ma ideologii.

Mimo bardzo zjadliwej walki przeciw WOŚP od 1993 roku zebrali oni blisko 750 mln złotych na sprzęt medyczny, który na co dzień widzimy w szpitalach i na ulicach naszych miast bo wiele karetek pogotowia jest kupionych z pieniędzy zebranych przez Owsiaka i jego Orkiestrę.
WOŚP to również edukacja tysięcy anonimowych młodych ratowników...

 

Jaka jest skala pomocy WOŚP?

 

W tym roku  zebrano 105 570 801,49 zł. To niewiele, gdy się porówna z kwotą jaką  73 mln złotych jakie najbogatszy na świecie redemptorysta dostał od naszego rządu. W porównaniu budżet Caritas sięga rocznie około 50 mln złotych. Pieniądze te przekazuje na profesjonalne placówki opiekuńczo-wychowawcze: Stacje Opieki Caritas, ośrodki rehabilitacyjne, Zakłady Pielęgnacyjno-Opiekuńcze, Domy Pomocy Społecznej, Warsztaty Terapii Zajęciowej, Domy Samotnej Matki, kuchnie dla ubogich, świetlice dziennego pobytu dla dzieci i osób w podeszłym wieku, oraz pomoc międzynarodową na misjach.


Podobną do działalnością do tych Monaru i Markotu Marka Kotańskiego zajmuje się Fundacja im. Brata Alberta. Działalność ich założona w 1987 roku była początkowo skierowana jedynie do osób niepełnosprawnych. Likwidacja barier architektonicznych, prowadzenie schronisk dla niepełnosprawnych, świetlic terapeutycznych, warsztatów rehabilitacyjnych, domów samopomocy i szkoły integracyjnej dla niepełnosprawnych. Obecnie Schroniska Fundacji im Brata Alberta są w wielu miastach jedyną noclegownią dla bezdomnych. Łącznie w Polsce działa 241 schronisk i noclegowni dla bezdomnych. Są prowadzone przez różnego rodzaju fundacje i towarzystwa samopomocy.

Bardzo znaną w Polsce jest akcja "Szlachetna paczka" (dawniej "Świąteczna paczka") założona w 2001 roku przez księdza Jacka Stryczka i Stowarzyszenie Wiosna. Jest to akcja ponad podziałami religijnymi i politycznymi. Podobnie jak w WOŚP Owsiaka udział w niej biorą tysiące wolontariuszy. Uczestniczą w niej różne kościoły chrześcijańskie w Polsce. Średnio 30 darczyńców przypada na jedną paczkę wartości ok. 2000 zł na obdarowaną rodzinę. Akcja była również aktywnie wspierana przez Prezydenta Komorowskiego. Budżet Szlachetnej paczki mimo bardzo skromnej reklamy jest niewiele niższy od WOŚP. W 2013 roku wynosił 33,1 mln zł, podczas, gdy WOŚP zebrał wówczas 50,6 mln zł. Zbiórka pieniędzy w Szlachetnej paczce ma nieco inny charakter. Korzystając z "bazy rodzin w potrzebie" adresujemy nasz dar do konkretnej rodziny. Możemy to robić jako firma, czy osoba prywatna. Szlachetnej paczce towarzyszą akcje całoroczne. Jedną z nich jest akcja "Zostań aniołem" dla wybranego dziecka. Akcja ma na celu zapewnienie pomocy materialnej dziecku podczas jego nauki.

Z porównania akcji "Szlachetna paczka" i WOŚP można odnieść wrażenie, że ta druga to jest głównie show, lansujący organizatorów. Trudno oceniać w jakim stopniu jest to prawda. Z pewnością każda pomoc bliźnim jest potrzebna, zarówno tych co chcą robić to anonimowo, jak i tych którzy swoją hojność przeliczają na osiągniętą reklamę.



Oprócz tych najbardziej znanych organizacji w Polsce i na świecie działają tysiące fundacji i organizacji pożytku publicznego. Termin Organizacja Pożytku Publicznego (OPP) został wprowadzony w 2004 roku ustawą o działalności pożytku publicznego i o wolontariacie (Dz.U. 2003 Nr 96 poz. 873). Określa ona jakie warunki musi spełnić dana OPP by korzystać z możliwości otrzymywania 1 % od dochodu darczyńców, być podmiotem zwolnionym z opodatkowania podatkami dochodowym i lokalnymi, jak również by uzyskać prawa do nieodpłatnego informowania o swojej działalności przez jednostki publicznej radiofonii i telewizji. Status OPP nadają zainteresowanym organizacjom wydziały gospodarcze Krajowego Rejestru Sądowniczego. Uzyskanie takiego statusu nie jest zbyt trudne. Przykładem może być nazistowskie stowarzyszenie "Duma i Nowoczesność", które uzyskało status OPP w związku ze zbiórką funduszy na rzecz  mordercy południowoafrykańskiego polityka który w więzieniu odsiaduje swój wyrok.
 Dlatego z pewnością należy uważać przy przekazywaniu 1 % z naszych podatków.

Wypadałoby wspomnieć o takich fundacjach jak:
  1. Fundacja Ewy Błaszczyk "A kogo?", która prowadzi klinikę "Budzik" dla osób, głównie dzieci pogrążonych w śpiączce. 
  2. Fundacja Polskiej Akcji Humanitarne Janiny Ochojskiej, zajmująca się pomocą humanitarną na całym świecie.
  3. SOS Wioski Dziecięce, zajmująca się dziećmi osieroconymi i opuszczonymi.
  4. Fundacja im. Stefana Batorego, założona przez Georga Sorosa zajmuje się fundowaniem stypendiów dla uzdolnionej młodzieży.
  5. Fundacja AVALON zajmująca się bezpośrednią pomocą osobom niepełnosprawnym.
  6. Fundacja Gajusz, która pomaga nieuleczalnie chorym dzieciom w prowadzonym hospicjum, jak we własnych domach.
  7. Fundacje TVN "Nie Jesteś Sam" i Polsat zajmujące się pomocą społeczną w różnym zakresie.
  8. Fundacja "Mam Marzenie"  realizująca marzenia dzieci chorych na nieuleczalne choroby.
  9. Fundacja "Dajemy Dzieciom Siłę" zajmująca się dziećmi które są ofiarami przemocy domowej.
  10. Fundacja "Mam Dom" zajmująca się adopcją dzieci i wspieraniem rodzin adopcyjnych. 
  11. CME Centrum Misji i Ewangelizacji, która organizuje obozy dla dzieci i społeczne świetlice środowiskowe.
  12.  

Oczywiście są to jedynie przykłady instytucji działających w ramach OPP. Praktycznie każde hospicjum, noclegownia, darmowa jadłodajnia, ośrodek terapeutyczny, czy schronisko dla zwierząt korzysta ze statusu OPP i ma możliwość przyjmowania na własne konto 1% z naszych podatków. Niektóre działają bardzo lokalnie inne jak na przykład wypożyczalnia sprzętu rehabilitacyjnego Diakoni Ewangelicko-Augsburskiej swoim zasięgiem obejmują niemal cały kraj. Nie wszystkie instytucje, czy inicjatywy pomocy bliźnim są rejestrowane. Chociażby kluby anonimowych alkoholików działających przy parafiach.

Niedawno spotkałem przypadkowo Ukraińca, który wyszedł z nałogu dzięki protestanckim duchownym - baptystom działającym od kilku lat w parafiach na Ukrainie. On sam był świadectwem takiej działalności, połączenia terapii z uzależnienia z ewangelizacją i nawróceniem. Teraz sam jest terapeutą i zajmuje się problemami swoich rodaków pracujących i mieszkających w Polsce.

 

Jak my możemy pomagać innym?  


Oczywiście w zależności od ilości czasu i zasobności naszego portfela możemy to robić w różny sposób. Począwszy od przekazywania 1% naszego podatku na jakąś konkretną fundację, czy stowarzyszenie. Możemy też wrzucać pieniądze bezpośrednio do puszki WOŚP, "Szlachetnej paczki" czy innej akcji charytatywnej. Możemy to robić również w kościele podczas ogłoszonej zbiórki celowej prowadzonej na rzecz Caritas, Diakonii czy innej akcji. Dawać bezpośrednio osobie, która o to prosi, czy wpłacając pieniądze na rzecz jakiejś inicjatywy, lub przekazywać jakieś rzeczy, (meble, ubrania, zabawki) gdy takie zbiórki są organizowane. Takie ogłoszenia są przykładowo w Radiu Maryja. Ludzie dzwonią chcąc oddać coś co mają w domu innym, potrzebującym osobom.
Gdy mamy nieco więcej czasu możemy aktywniej uczestniczyć w pomocy innym poprzez wolontariat przy istniejących akcjach organizowanych przez różne fundację lub bezpośrednio pomagając innym. Pomagać jako wychowawcy w ośrodkach dla młodzieży, w szpitalach przy pomocy chorym. Tak samo możemy zgłosić się do pomocy w domach dziecka i domach opieki społecznej, lub służyć czworonogom w jakimś schronisku dla zwierząt. Możemy to połączyć ze sprawdzeniem się w wykonywaniu przyszłego zawodu.



Moja znajoma, początkująca fryzjerka, zaoferowała darmowe strzyżenia w domu dziecka w Łodzi, a jeden z przyjaciół ze Starogardu Gdańskiego stworzył zespół muzyczny w którym zagrały i zaśpiewały osoby chore na Zespół Downa, który potem dawał koncerty na różnych imprezach. Między innym występowali na Giełdzie Piosenki Turystycznej w Szklarskiej Porębie w 2003 roku. 

Osoby które chcą poświęcić swoje życie innym, mogą zająć się wolontariatem w akcjach humanitarnych za granicą, czy współprowadzeniu domów adopcyjnych dla dzieci porzuconych.
Jeżeli oprócz czasu mamy zdolności organizacyjne możemy zorganizować własną fundację i próbować przebić się z autorską inicjatywą tworząc organizację pożytku publicznego. Ciągle żyjemy w świecie w którym jest jeszcze wiele do zrobienia.
 
Jest też temat wstydliwy dla Europejczyków XXI wieku. To uchodźcy. Pisaliśmy już o tym w innej części naszego bloga. Już samo poruszanie tego tematu i tłumaczenie innym powodów dlaczego powinniśmy pomagać uchodźcom jest wartością służącą miłości do bliźnich.

Nie ważne czy będziemy to robić jako harcerze, aktywni parafianie, czy wolontariusze jakiejś akcji charytatywnej, z pewnością da nam to poczucie dobrze realizowanej służby społeczeństwu, czy Panu Bogu. Warto nawrócić się na miłość.

Pomoc innym to może być również modlitwa, lajkowanie jakiejś inicjatywy na fejsbuku, datek pieniężny, a czasem niezamykanie oczu na czyjąś krzywdę. Dotyczy to również przemocy domowej, której często jesteśmy niemymi świadkami. Pomocą dla innych mogą też być bezinteresowne korepetycje mniej zdolnym uczniom, czy tym które miały problemy zdrowotne. Może też być zanoszenie obiadów ze stołówki szkolnej emerytowanej nauczycielce, która jest chora lub ma problemy finansowe. Nawet nasz telefon do straży miejskiej czy na policję informujący o bezdomnym śpiącym na ławce podczas mrozów może uratować mu życie.Czasem pomoc może innym może ograniczać się jedynie do miłej, życzliwej rozmowy z osobą samotną, która potrzebuje kontaktu z drugim człowiekiem. Zwracała na to uwagę niedawno Teresa May przygotowując nawet specjalny program rządowy skierowany do osób samotnych.

Na pomoc innym każdy znajdzie swoje miejsce i zadania jakie może wykonać.

Bo byłem głodny, i daliście mi jeść; byłem spragniony, i daliście mi pić;

 przybyszem byłem, a przygarnęliście mnie; 

nagi - a odzialiście mnie; zachorowałem, i odwiedziliście mnie;

 znalazłem się w więzieniu, a przyszliście do mnie"

          (Ewangelia według Mateusza - 25:35-36)



#przykazanie miłości #służba innym #fundacje #pomoc społeczna #wolontariat #organizacja pożytku publicznego #OPP


Praca za granicą. Emigracja


Wyjazd do pracy za granicę to bardzo ważna decyzja, która może pociągnąć za sobą wiele zaskakujących następstw. Dla jednych to szansa ucieczki z domu przed rodziną, czy problemami. Inni widzą w tym szansę na doraźne rozwiązanie problemów finansowych czy życiowych. Pewna część z tych ludzi zostaje za granicą na stałe stając się emigrantami.

Historia Polski to w znacznym stopniu historia emigracji Polaków. Szacuje się, że ok. 17 mln. Polaków żyje na stałe za granicą. Byś może jest ich znacznie więcej, a tylko tylko tylu wciąż czuje się Polakami. Główny strumień imigracji nastąpił w okresie zaborów. Względy ekonomiczne i polityczne spowodowały, że wiele osób na stałe opuściło Polskę w XVIII i XIX wieku. W okresie zaborów i II Wojny Światowej były masowe przesiedlenia wgłąb Rosji. Były też przypadki pojedynczych zsyłek w latach pięćdziesiątych. Wielu Polaków nie wróciło z zesłania na Syberię.

Szacuje się, że deportacje objęły 2 milionów Polaków. Repatriantów było niespełna 1,7 mln w tym dzieci zesłańców z okresu carskiej Rosji i autochtonów z kresów. Ciężko ustalić to dokładnie ponieważ nie ma dokładnych statystyk z kresów wschodnich. Związek Sowiecki traktował zamieszkałych tam Polaków jako obywateli ZSRR. Wielu Polaków nadal mieszka na Ukrainie, Białorusi i Litwie. Nieznana jest dokładna liczba Polaków zamieszkujących Syberię i Kazachstan.

W przededniu II Wojny Światowej wielu Polakom udało się uciec do Ameryki i do państw Europy Zachodniej. Podczas okupacji 2,5 mln Polaków trafiło do pracy przymusowej na terenie Niemiec. Nie wszyscy wrócili, gdy w Polsce władzę przejął rząd współpracujący z Rosją Sowiecką. Oblicza się, że podczas okupacji z terenów Polski wywieziono do Niemiec celu germanizacji 200 tysięcy dzieci.  

Po zakończeniu II Wojny Światowej poza Polską znalazło się w sumie ponad 5 mln osób. Około miliona nie wróciło do Polski. Osiedlali się w różnych regionach świata, głównie w Europie Zachodniej (RFN, Francja, Holandia, Belgia), USA, Kanadzie, Australii i Argentynie. W Londynie powstał nawet rząd na emigracji który działał do 1990 roku.

W latach 1950-1980 z powodów ekonomicznych i politycznych wyjechało z Polski kolejne 800 tyś osób. W samym tylko 1968 roku z powodu działań antysemickich opuściło nasz kraj ok. 20 tysięcy Polaków pochodzenia żydowskiego. Należy też wspomnieć o przymusowych deportacjach Polaków w okresie stanu wojennego. Na szczęście nie wywożono ich na Syberię. Pozwolono im wyjechać na zachód. Z powodów politycznych zmuszono do opuszczenia kraju kolejne kilka tysięcy osób.




Po 1989 roku, a zwłaszcza po wstąpieniu naszego kraju do Unii Europejskiej, zmienił się status osób wyjeżdżających z Polski. Nie uważamy już ich za emigrantów, ale osoby które z powodów ekonomicznych czasowo wyjeżdżają z Polski, zwykle w poszukiwaniu pracy i lepszego życia. Wiele z tych osób ma podwójne obywatelsko z powodu małżeństw mieszanych, czy urodzenia na terenie innych państw europejskich, czy w USA. Znaczna część z nich staje się bezpaństwowcami, chociaż chętnie mieszkają w dzielnicach polskich zachowując namiastkę narodowości, jak to jest w Greenpoincie w Nowym Yorku.

Teraz wyjazdy z Polski są najczęściej określane jako wyjazd za pracą.

Według danych z GUS w 2015 roku 2 mln 397 tys. Polaków wyjechało do pracy za granicą, w tym niemal 2,1 mln w Europie. Wśród krajów UE, najwięcej osób przebywało w Wielkiej Brytanii (720 tys.), Niemczech (655 tys.), Holandii (112 tys.) oraz w Irlandii (111 tys.) i we Włoszech (94 tys.). Pozostali szukali pracy w Belgii, Szwecji, Austrii, Danii oraz Francji. Dużo mniej Polaków wybrało Norwegię, Hiszpanię, czy Grecję.


Jaki zawód mają ci co wyjeżdżają?

 

Najwięcej wyjeżdża wykwalifikowanych i niewykwalifikowanych budowlańców. Nie bez  znaczenia jest opinia o Polakach, że każdy zna się na murarce. Nie ma co się dziwić. W Polsce znajomość budowlanki, szczególne na wsiach, jest przekazywana z pokolenia na pokolenie. To za sprawą wykonywania różnych prac sposobem gospodarskim. Doskonały przykład: praca przy żniwach, chociaż obecnie chyba zanika już ta samopomoc sąsiedzka.

Drugą grupą są fachowcy, tak zwane złote rączki. Hydraulik z Polski był we Francji przez wiele lat pozytywnym przykładem potrzebnego im imigranta. To samo dotyczy zanikających również u nas zawodów ślusarza, spawacza, szlifierza, szklarza itp.

Następną grupą zawodową wyjeżdżającą za pracą na zachód są pracownicy sezonowi. Wszędzie brakuje rąk do pracy przy zbiorze jagód, truskawek, szparagów, jabłek, pomarańczy itp. Do tej pracy są zatrudnieni pracownicy bez wykształcenia, często nie znający języka. To rodzi pokusę zmuszania ich do pracy niemal niewolniczej. Znane są przykłady z południowych Włoch, Hiszpanii, czy Wielkiej Brytanii, gdzie takie precedensy miały miejsce. To ciekawe bo  Polacy jeżdżą do prac sezonowych na zachód, a do nas przyjeżdżają w to miejsce Ukraińcy.

Oprócz pracowników do prac sezonowych potrzebni są również pracownicy do robót, których nie chcą wykonywać inni.  Niewykwalifikowani są zawsze potrzebni w zakładach komunalnych, w sortowniach odpadów, przy czyszczeniu ryb, pracach rozładunkowych itp.


Kolejną dużą grupą zawodową wyjeżdżającą do pracy na zachód są medycy. Lekarze, pielęgniarki i personel medyczny. To świetnie wykształcona i dobrze zarabiająca grupa pracownicza, która masowo wyjeżdża z Polski głównie z powodów ekonomicznych. Praktycznie nie ma szpitala na zachodzie, gdzie nie pracują Polacy. Oprócz dużo wyższych pensji mają tam zapewniony dużo większy komfort pracy. Nie muszą pracować po 400 godzin miesięcznie a mimo to zarabiają kilkukrotnie więcej niż w Polsce. Do tego na zachodzie łatwiej dostać się na specjalizację, zdać egzamin lekarski, poznawać nowoczesne metody leczenie nie bojąc się, że szpitala nie stać na ich stosowanie. Na ich miejsce Ukraińcy do Polski nie przyjadą.

Opiekunki do dzieci i osób starszych. To kolejna grupa zawodowa bardzo poszukiwana w wielu krajach. Przede wszystkim Europa się starzeje i brak jest wykwalifikowanego personelu który zajmie się osobami starszymi. To samo dotyczy opiekunek do dzieci. Ten sam problem występuje w Polsce w dużych miastach, gdzie młodym rodzicom bardziej opłaca się zatrudnić opiekunkę nić wozić dzieci do przedszkola.

Ostatnio najbardziej poszukiwaną grupą zawodową są kierowcy. Problem dotyczy również Polski. Kierowców szuka się wszędzie. Nawet nasze firmy transportowe wysyłają swoich personalnych za granicę na Białoruś czy Ukrainę by tam werbowali chętnych do pracy w Polsce. Podobnie jest na zachodzie.  Szczególne w Wielkiej Brytanii z powodu ruchu lewostronnego. Z tego powodu od lat Brytyjczycy zastanawiają się czy nie wprowadzić ruchu prawostronnego.

Duża ilość imigrantów w krajach zachodnich powoduje, że w wielu miastach w którym jest duże skupisko Polaków zatrudnia się ich do pełnienia funkcji policjantów i ochroniarzy. Tak jest na wyspach jak i w Niemczech. Czasem są to działania sezonowe podczas koncertów czy na kampusach gdzie studiują Polacy, a także w dzielnicach gdzie, się chętniej osiedlają. Praca ochroniarza to najczęstsza oferta wśród polskich studentów uczących się w Wielkiej Brytanii i Niemczech.

Dobrą renomą cieszą się polscy informatycy i przedstawiciele branży IT. By nie musieli pracować i zarabiać na zachodzie wiele firm zachodnich otworzyło swoje przedstawicielstwa w Polsce w miastach akademickich Łódź, Wrocław, Kraków, Poznań. Niektóre, nawet nie otwierają swojej działalności w Polsce zatrudniając pracowników na prowizjach handlowych. To skutecznie zmniejszyło ofertę pracy na zachodzie dla tej grupy zawodowej.



Kto może liczyć na pracę za granica?


To że jest praca nie oznacza, że każdy ją dostanie. Trzeba przede wszystkim znać język, mieć konkretny zawód i uregulowaną sytuację rodzinną. Najlepiej gdy nie ma się dzieci, a do pracy wyjeżdża razem z partnerem. Najpopularniejszym językiem obcym jaki znamy jest język angielski. Pewnie dlatego najchętniej wyjeżdżamy do pracy w Wielkiej Brytanii. Już w ofertach pracy często pojawia się oferta dla par. Wiadomo że zatrudnienie takich osób może skutkować nie tylko okresowym zatrudnieniem ale pracą na stałe, lub wręcz emigracją. Najwięcej ofert dotyczy opiekunek do osób starczych, pracę w hotelu, czy pracy dla osób niewykwalifikowanych na produkcji. Oczywiście potrzeba tradycyjnie kierowców, mechaników samochodowych, robotników do prac drogowych.

Minimalne zarobki na tych stanowiskach to 1200-2500 £ miesięcznie. Lekarze mogą liczyć na pensję od 2600 do 9000 £. Koszt mieszkania to koszt ok. 500-1500 £ na miesiąc. Trzeba więc wynajmować w kilka osób zwłaszcza w Londynie. Jedzenie jest nieco tańsze niż w Polsce. Oczywiście jak się samemu je przygotuje i kupuje w marketach. Dodając do tego podatki takie tam, to miesięcznie
wydaje się około 950 £ na osobę. Więc teoretycznie zaoszczędzić można wszystko co jest ponad to.

Czyli zostanie jakieś 1000 zł na miesiąc przy minimalnej pensji. Niestety dużo w tym wszystkim namieszał Brexit. Funciak ciągle leci w dół i nie wiadomo co będzie dalej zwłaszcza z socjalem.

Drugim krajem gdzie jeżdżą do pracy Polacy są Niemcy. Praca w Niemczech jest o tyle korzystniejsza że jest bliżej Polski. Są osoby które tam pracują a na weekendy jeżdżą do kraju po słoiczki z jedzeniem domowym od mamusi, zobaczyć dzieci, czy przyjechać na zajęcia do szkoły. Drogi dobre wiec jak się ma sprawny samochód to nie jest to problem. Najwięcej ofert pracy dotyczy budowlańców i robotników niewykwalifikowanych. Potrzebne są też na dużą skalę opiekunki do osób starszych, przy produkcji, w magazynach i przy pakowaniu. Sporo jest też ofert dla pracowników sezonowych, kierowców i w usługach hotelowych. Łatwo też o pracę dla sprzątaczek. Niektórzy otwierają tam nawet własne usługi zakładając firmy sprzątające.


Dużo Polaków ze Śląska pracowało w kopalniach w Zagłębiu Ruhry. Gwara śląska jest tam w powszechnym użyciu wśród mieszkających tam Polaków. Niestety to jest przeszłość. Kopalnie są coraz częściej zamykane bo ze względów ekologicznych spada zapotrzebowanie na węgiel. Głównym warunkiem dostania pracy w Niemczech jest znajomość języka niemieckiego. Zarobki w Niemczech ciągle rosną, jednak dużo szybciej rosną koszty utrzymania. Za Odrą najwięcej mogą zarobić wykwalifikowani pracownicy, którzy mogą udokumentować swoje doświadczenie i posiadają uprawnienia niezbędne do pracy w danej branży. Średnia płaca to około 4 tyś Euro. Jednak tak jak u nas w większość ofert pracy proponowane wynagrodzenie to 1600-2000 Euro. Minimalne wynagrodzenie 9,10 Euro na godzinę. Najniższe pensje są na wschodzie Niemiec. Lekarz-imigrant może liczyć na stażu na pensję ok. 2500 Euro na czysto. Z opinii osób pracujących w Niemczech koszt utrzymania to około 900 euro na osobę. To by dawało nawet 700 -1000 Euro oszczędności, jakieś 2,5 - 4 tyś. zł na miesiąc .

Następnym kierunkiem naszych wyjazdów do pracy są Stany Zjednoczone. Odległość, koszt podróży i konieczność zdobycia wiz powoduje że najczęściej do pracy w USA  wybierają się ci co mają tam rodzinę i dostali zaproszenie, lub ci co od razu decydują się na wyjazd na stałe. Ciężko wiec określić ile można odłożyć miesięcznie podczas takiego wyjazdu. Zdecydowanie "życie" jest tam dużo tańsze. Pozostałe kierunki gdzie Polacy jeżdżą do pracy to Irlandia, Holandia, Szwecja, Austria, Włochy, Francja. Warunki pracy i zarobki są podobne jak w Niemczech. Barierę stanowi znajomość języka konieczna przy szukaniu zatrudnienia. W kilku z tych państw pojawią się oferty pracy sezonowej w rolnictwie. Trzeba jednak uważać by źle nie trafić, bo w wielu przypadkach praca ta przypomina pracę niewolniczą. Są też stereotypu. Grecy i Włosi niechętnie płacą wynagrodzenie za wykonaną pracę. Często trzeba ich wręcz błagać. Ale mogą to być odczucia indywidualne, lub ktoś miał pecha i złego zleceniodawcę. Niedawno znajomy miał problem z uzyskaniem zapłaty za wykonaną usługę budowlaną w Szwecji. A przecież Szwedzi zawsze cieszyli się najlepszą opinią. Z pewnością bez dobrej znajomości języka sami prosimy się o problemy. Jak zwykle najłatwiej złapać pracę w kuchni. Wystarczy przejść się ulicą, a ogłoszenia w sprawie pracy znajdziemy na witrynach restauracji.


Pamiętajmy, że za granicą na pomoc prawną czy opiekę polskich związków zawodowych nie mamy co liczyć.  To dziwne bo taką pomoc mają zapewnioną obywatele z wielu państw. Silnie zorganizowani są Turcy, czy Pakistańczycy. Kiedyś o swoich obywateli pracujących za granicą bardzo dbała Jugosławia. Teraz pomocy musimy szukać prywatnie lub próbować naszym problemem zainteresować jaką fundację pozarządową chroniącą ludzi przed pracą niewolniczą. Dobra zmiana w tym zakresie chce wprowadzić podwójne opodatkowanie i na każdego kto pracuje za granicą i przyzna się, że jest Polakiem zobligować do sporządzania deklaracji PIT. W ten sposób po raz kolejny rząd chce złamać przepisy unijne.

Dodatkowo nasz rząd usilnie walczy by Polacy zatrudnieni na zasadach pracownika delegowanego zarabiali tyle co w Polsce. Czyli 2100 zł + 30 zł za każdy dzień delegacji. To daje około 2600 zł tylko że oni żyją, płacą za mieszkanie tam a nie w Polsce. O to byłą słynna awantura między premier Szydło i prezydentem Macronem, kiedy to uczono Francuzów jeść widelcem.

Globalizacja i fala uchodźców spowodowała napływ taniej siły roboczej, która zalała Europę. Wielu personalnych z krajów gdzie imigranci są mile widziani penetrowali obozy uchodźców by znaleźć wykwalifikowanych pracowników. Najwięcej ściągali ich Szwedzi i Niemcy. Dzięki temu pozyskali wielu lekarzy, inżynierów, czy wykwalifikowanych specjalistów z wielu dziedzin. To skutecznie przyhamowało rynek pracy dla Polaków. Do tego dochodzi masowa migracja wykształconych Chorwatów, Bośniaków, czy Serbów którzy z powodzeniem znajdują intratną pracę w Austrii i Niemczech. To dzięki dawnym kontaktom związków zawodowych byłej Jugosławii inżynierowie, lekarze, prawnicy z Bałkanów z łatwością obejmują dobrze płatne stanowiska. Mimo, że lekarze stażyści więcej zarabiają w Serbii niż w Polsce to i tak wolą robić specjalizację w szpitalach Austrii i Niemiec. Po prostu tam mają szansę poznać najnowsze osiągnięcia medycyny. W krajach tych bezrobocie wśród młody sięga 54 %. Nic więc dziwnego że ten masowy exodus jest na tak dużą skalę. Z samej Chorwacji liczącej nieco ponad 4 mln ludzi w ostatnich dwu latach wyjechało za granicę 200 tyś. młodych ludzi. To tak jakby w dwa lata z Polski wyjechało 2 mln mieszkańców. Po prostu system emerytalny by "padł".

 

Długofalowe skutki pracy za granicą


Załamanie systemu emerytalnego - taki może być skutek społeczny pracy za granicą, ale na tym nie koniec. Brak podatków, brak wpłat na ubezpieczenia społeczne. Największym problemem jest zerwanie więzi rodzinnych i patriotycznych.

Eurosieroty, sieroty emigracyjne to zjawisko powszechnie znane w wielu rejonach kraju, ale najbardziej widoczne w Polsce wschodniej, zwłaszcza na Podkarpaciu. Rodzice wyjeżdżają "za chlebem" porzucając swoje dzieci na łaskę rodziny lub wręcz oddając do domów dziecka. Jest również znaczący wzrost rozwodów spowodowanych rozbiciem rodzin. Za kilka odłożonych funtów czy Euro rozpadają się rodziny. Dochodzi do chorób psychicznych dzieci i współmałżonków. Jednocześnie osoby które wyjeżdżają za granicę przyzwyczajają się do takiego stanu, braku obowiązków i odpowiedzialności za pozostawioną w Polsce rodzinę. Te osoby znikając z naszego rynku pracy tracą możliwość powrotu do dawnych zajęć. Izolacja z branżą, w której pracowali powoduje że "wypadają" z rynku.

Pracujący za granicą źle czują się w obcym kraju, a w Polsce jedynie gośćmi na wakacjach.  Po kilkunastu latach, mocno wyeksploatowani, nie mają żadnych perspektyw na emeryturę czy zdobycie pracy w Polsce. To ponownie nakręca spiralę frustracji. Dlatego wiele osób pracujących za granicą boi się wracać do kraju. Czasem nawet nie mają za co wrócić. Dlatego na zachodzie ciągle wzrasta ilość bezdomnych Polaków, żyjących w skrajnym ubóstwie. Widać ich na ulicach Rzymu, w Londynie, Paryżu i wielu większych miastach Europejskich. W wielu krajach stają się ofiarami napadów narodowców.

To problem z którym nie wiadomo co zrobić.


#praca za granicą #emigracja #praca w Anglii #praca Niemczech #praca dla kierowców #praca dla lekarzy #eurosieroty



Freestyler Ester Ledecka

Zdjęcie z oficjalnej strony Ester Ledeckiej - http://www.ester-ledecka.cz

Luty 2018 roku to miesiąc w którym możemy dużo dowiedzieć się o nas jako narodzie. Rząd, prezydent i większość sejmowa ciągle prowadzi wojnę praktycznie już z całym światem obrażając po kolei wszystkich dotychczasowych partnerów i przyjaciół, a głód sukcesu mają Polakom zrekompensować sportowcy. Złoty medal dla Stocha staje się polską racją stanu w prezencie na jej 100-lecie odzyskania niepodległości, a najlepszym komentarzem jest opinia dziennikarza w telewizji abonamentowej "tym razem nie udało się organizatorom odebrać przelicznikami polskiego zwycięstwa". Mamy więc światowy spisek i heroiczną walkę Polaka o zwycięstwo z całym światem. Najbardziej w tym szumie współczuję polskim sportowcom.


Zdjęcie z oficjalnej strony Ester Ledeckiej - http://www.ester-ledecka.cz

Ponieważ każde włączenie telewizora powoduje, że docierają do nas wieści z olimpiady warto poruszyć temat gogli który pojawił się na zimowej olimpiadzie w nieco różnym kontekście. Pierwszy to przejazd naszego młodziutkiego 22 letniego saneczkarza, który bohatersko bez gogli, a w zasadzie bez maski pokonał tor saneczkowy pędząc z prędkością 130 km/h oraz doświadczonej i utytułowanej 22 letniej czeskiej snowboardzistki i od niedawna narciarki alpejskiej, która w goglach przyszła na konferencję prasową bo "przypadkowo" zdobyła złoty medal i nie miała makijażu. Okazało się że oprócz makijażu Ester nie miała też własnych nart. Te na których zdobyła złoto pożyczyła od Amerykanki Mikaeli Shiffrin, która wcześniej wygrała alpejski slalom gigant.

Kim jest Ester Ledecká?

Ester Ledecká przyznaje się, że na nartach jeździ od 20 lat. Jednak najbardziej znana jest ze snowboardu. Mimo, że ma typowy charakter do jazdy freestylowej to ona specjalizuje się w szybkiej jeździe na krawędziach tak zwanym freecarving. Styl ten jest stosowany podczas wyścigów snowboardzistów w których Ester Ledecká jest wielokrotną mistrzynią świata. Wyścigi te są rozgrywane w różnych kategoriach. Slalom gigant, slalom gigant równoległy, slalom, slalom równoległy. W każdej z tych kategorii od pięciu lat Ester Ledecká zdobywała medale, głównie złote. W snowboardzie debiutowała na zawodach w  2012 roku. Aktualnie jest mistrzynią świata (w Sierra Nevada) w slalomie gigancie równoległym i wicemistrzynią w slalomie zwykłym. W narciarstwie zadebiutowała w pucharze świata dopiero w sezonie 2015/16 zajmując 24 miejsce w zjeździe na zawodach w Ga-Pa. W tym sezonie na mistrzostwach świata w Lake Louise zajęła siódme miejsce w slalomie.

Ester pochodzi z rodziny sportowców. To tłumaczy jej dążenie do sukcesu. Dziadek to znany hokeista napastnik Jan Klepacz, mistrz świata z 1972 roku, Mama Zuzanna jest byłą łyżwiarką figurową, a obecnie pomaga w trenowaniu i przygotowywaniu córki do zawodów.. Ojciec ta słynny kompozytor i piosenkarz, gwiazda muzyki rockowej.  Jego rockową operę Hamlet obejrzało w sumie 1 300 000 widzów na całym świecie. Była też wystawiana (od dziesięciu lat) w Korei Południowej w Seulu. Ma trzech braci. Brat Jonah porzucił sport i poświęcił się muzyce i projektowaniu strojów dla sportowców. Jest również znanym twórcą komiksów. Zajmuje się PR-em siostry. Brat Ondřej Bank to utytułowany czeski narciarz. Na olimpiadzie w Soczi zdobył dwa brązowe medale w slalomie i 5 miejsce w slalomie gigancie. Obecnie jest trenerem narciarskim Ester podobnie jak trzeci brat Tomáš.

Zdjęcie z oficjalnej strony Ester Ledeckiej - http://www.ester-ledecka.cz

Mówi się, że deska to pasja i styl życia. Wyróżniają ich nawet inne ubrania i muzyka. Dotyczy to zarówno tych co pływają na desce, tych co ślizgają się na śniegu i tych co mają do deski przykręcone kołka. Miłośnicy deski tworzą zamkniętą kulturę. Nie akceptują ludzi z zewnątrz. Ester to typowy przedstawiciel  tej grupy.  Znajomi mówią że ma buntowniczy charakter. "Taka była już od dziecka." A była wyjątkowym dzieckiem. Miała zaledwie dwa lata, kiedy stanęła na nartach, a pięć, gdy jeździła na snowboardzie. Jest do tego trochę niepokorna i szalona. Na co dzień gra w kapeli brata (na basie) i uprawia amatorsko kickboxing.

Między snowboardzistami i narciarzami istnieje konflikt. Głównie za sprawą freestylowców. Traktują stoki narciarskie jak parkur z przeszkodami. Popisują się pod wyciągami. Nic nie robią sobie z innych użytkowników stoku. We wszystkim widzą okazję do pokazania swoich zdolności. Wykorzystują do tego poręcze, schody, ogrodzenia. Skoki i wykonywane różnego rodzaju figury nie bardzo pasują ułożonym i dystyngowanym narciarzom. Dlatego wielu narciarzy nigdy nie założy deski, a snowboardziści unikają nart. To jednak się zmieniło za sprawą wynalezienia nart carvingowych, a potem całej serii nart do slopestyle umożliwiających wykonywania tego co robią snowboardziści. Najciekawsze są krótkie narty tak zwane shorties. To krótkie narty idealnie nadające się do zabaw w parkurze. To umożliwiło świetną integrację freestylowych narciarzy i snowboardzistów.

Oczywiście deska Ester nie przypomina deski jaką używają freestylowcy. Deska RC - RACE jest dużo twardsza i węższa. Umożliwia niemal ciągłą jazdę na krawędziach. Podwinięty przód i płaski, ścięty tył poprawia stabilność. Mniejsza szerokość zmniejsza promień skrętu i zwiększa szybkość zmiany krawędzi. Dlatego są inne do slalomu giganta i zwykłego slalomu. Podobnie jest w przypadku doboru odpowiednich nart. 

Ester cieszy się tym co robi. Nie napina się, widać, że sport jest jedną z jej pasji, a udział w zawodach sposobem sprawdzenia się. Jak to często powtarza Adam Małysz: sportowiec jedzie na zawody by wykonać dobre skoki. Ester była zaledwie o 0,01 sekundy szybsza od Austriaczki Anny Veith. Pojechała i wygrała, a kolejne jej zawody już niebawem.

PS.
Tydzień później Ester Ledecka została mistrzynią olimpijską w snowboardowym slalomie gigancie równoległym. Czeszka stała się tym samym pierwszą w historii sportsmenką, która na zimowych igrzyskach zdobyła złote medale w dwóch dyscyplinach.
Gdy ją zapytano, czy w letnich igrzyskach w Tokio planuje start w windsurfingu, odparła: "czemu nie".


#freestyle #snowboard #snowbord #Ester Ledecka #zimowa olimpiada #narciarstwo #slalom #gigant #narciarstwo alpejskie


Ikonki społecznościowe na bloga - skąd brać darmowe grafiki wektorowe?




Media społecznościowe są ściśle sprzężone z blogiem czy stroną firmową. Raczej wszyscy zdajemy sobie z tego sprawę i nikt z tym nie dyskutuje. Optymalnie jeśli ikony do portali społecznościowych są dopasowane wizualnie do naszej szaty graficznej. Oczywiście takie ikonki można w prosty sposób wykonać samodzielnie w programie graficznym - jak choćby Gimp czy Inkscape, ale nie na tym będziemy się dzisiaj skupiać (może przy okazji innego wpisu).

Darmowe grafiki wektorowe - skąd je brać? To kluczowe pytanie, gdy chcemy użyć czegoś gotowego. Miejsc które udostępniają gotowe ikonki jest sporo, jednak warto zwrócić uwagę na jakiej licencji dana grafika jest udostępniona i do czego w jej ramach zobowiązuje nas autor.

https://www.flaticon.com/free-icon/


Na flaticon.com znajduje się spory wybór wektorów. Nie tylko tych dedykowanych społeczniościówkom typu Twitter, Instagram czy Facebook, ale jest tam też cała masa innych ikonek o szerokim zastosowaniu. 

Drugim miejscem do którego mam szczególny sentyment jest iconfinder.com Strona jest czytelna, wyszukiwarka bardzo przystępna, od razu możemy zdefiniować czego dokładnie potrzebujemy: rodzaj ikonki, typ, a także jaką licencję preferujemy. Wybierając konkretną ikonkę np. z logo Twittera dostajemy podpowiedź z ikonkami innych portali - utrzymanych w tym samym stylu (o ile takie znajdują się w bazie, bo czasem autor nie przewidział serii ikon). 

Ikonę możemy ściągnąć w kilku formatach (PNG, ICNS) oraz w wybranym rozmiarze. W niektórych przypadkach ikonę można nawet edytować (przykład: https://www.iconfinder.com/icons/101826/facebook_pages_icon) Po kliknięciu na odpowiednia ikonkę przenosimy się do edytora i online nanosimy konieczne zmiany  -> https://www.iconfinder.com/editor/?id=101826&size=512&hash=ac7809e0eff8501d358a7942f566bbc5aab73898ae05b7426aa5ba2d Następnie klikamy Donwload icon (prawy góry róg strony). Nasze możliwości nie ograniczają się więc tylko do pobrania gotowego rozwiązania, możemy sobie wszak zaimplementować zmianę.

https://www.iconfinder.com


Edytor wygląda tak:
https://www.iconfinder.com/editor

Na tym agregatorze również wybór nie ogranicza się tylko do wektorów społecznościowych.Dzięki wyszukiwarce wewnętrznej możemy szybko przejrzeć ogromne ilości ikonek i wybrać coś odpowiedniego. Zachęcam do uważnego czytania licencji na jakich udostępniane są grafiki, podobnie jak w poprzednim przypadku warto zwrócić uwagę na to oczekiwania twórcy/twórców. 

Kolejnym portalem jest vecteezy.com Nie porywa swoją przejrzystością, wyszukiwarka też pozostawia wiele do życzenia jednakowoż znajdziemy tam edytor dostępny online i spory wybór grafik. Znajdziemy tam darmowe ikonki do pobrania (free donwload). Jak w każdym z poprzednich przypadków zachęcam do czytania licencji (tutaj w postaci: licence info przy każdym obrazku):

https://www.vecteezy.com
Darmowe ikonki do pobrania to dobre rozwiązanie dla kogoś kto nie chce lub nie potrafi ich stworzyć samodzielnie, a chciałaby by jego strona wyglądała profesjonalnie i spójnie. Same ikonki to oczywiście nie wszystko, można do nich dodać różne efekty jakie będą występować po najechaniu myszką, obrót o 180 stopni etc. Pytanie czy takie rzeczy są potrzebne czy to zbytnia ekstrawagancja pozostawiam otwarte, odpowiedzi będzie pewnie tyle ile jest użytkowników internetu.


#ikonki społecznościowe #darmowe grafiki wektorowe #favicony #darmowe ikony #ikonki społecznościowe na bloga #ikony społecznościowe na stronę #ikona facebook #ikona instagram #ikona twitter #ikona google+



Gdzie na grzyby?


Ze zbieraniem grzybów jest jak z łowieniem ryb. Nie wiadomo czy bardziej lubimy je zbierać czy jeść. Z pewnością pojawia się u nas coś na miarę odwiecznie nam towarzyszącego instynktu łowieckiego dotyczącego zdobywania pożywienia. Trochę na wyższym poziomie niż walka o karpia wigilijnego w gigantycznej kolejce w markecie.


Zbieranie grzybów w mojej rodzinie to tradycja kultywowana z pokolenia na pokolenie


Zbierania grzybów nauczyli mnie rodzice. Oni nauczyli się od dziadków. Można więc powiedzieć, że jest to u nas zajęcie rodzinne. Kiedyś było nawet źródłem dochodów. Wówczas to dziadkowie jeździli na grzyby na miesiąc bądź dłużej w Bory Tucholskie. Konkretnie w okolice Zalewu Koronowskiego do  jednego z ośrodków wczasowych położonych bezpośrednio nad Zalewem.

Takie położenie umożliwiało dostęp do kilku okolicznych lasów typowo grzybowych i przerób grzybów na miejscu. To bardzo ważne, bo zbiór grzybów to tylko połowa sukcesu. Ich przetworzenie jest niemniej ważne. Grzyby trzeba przecież obrać. Posortować - na te co się nadają do zrobienia w occie i na takie przeznaczone do gotowania oraz suszenia.

Aby cały proces się powiódł trzeba mieć odpowiednią kuchnię i suszarkę do grzybów. Nie przypominała ona dzisiejszych suszarek z marketu. Przypominała bardziej blaszane pudło do wędzenia ryb do którego dziadkowie wkładali popularną wówczas farelkę i przykrywali ręcznikiem. Grzyby nadziewali na grube druty stalowe które dodatkowo grzały grzyby od środka. Taka suszarka mogła "przerobić" kilka wiader grzybów jednej nocy. Po takim miesięcznym pobycie dziadkowie wracali do domu z kilkoma workami 110l grzybów suszonych. Wówczas naturalną koleją rzeczy było to iż je sprzedawali. W ten sposób uzupełniali sobie niezwaloryzowane renty i pozwalało im to spokojnie dożyć do kolejnego wyjazdu za rok.

Teraz ten las jaki zapamiętałem z pobytów z dziadkami ogromnie się zmienił. Nie żeby nie było tam grzybów, ale dawne szkółki leśne wyrosły a niektóre lasy wycięto, zwłaszcza w ostatnich miesiącach. Na szczęście ten rejon ominęła ubiegłoroczna trąba powietrzna. Za to był tam kataklizm w 2003 roku i pięć lat później. Z murowanych domków kempingowych nic nie zostało.


Dziadek mówił, że sezon grzybowy jest "dobry" gdy w pół godziny uzbiera się dwa 20l wiaderka grzybów. Tak zwanych podgrzybków. Gdzieniegdzie nazywają je czerwonymi łepkami. Kilka razy jeździliśmy w te lasy i nigdy nie widziałem już takiej ilości grzybów. No może raz na jednej z wysepek, gdzie można było dopłynąć jedynie kajakiem. Na tej bezludnej wyspie zebraliśmy cztery wiadra borowików. Jakaż była duma z powrotu do przystani. Zazwyczaj ludzie płyną w tamto miejsce na ryby bo w pobliskim jeziorku połączonym wąską rzeczką można ponoć złapać sielawę.


Vademecum grzybiarza


Grzyby najlepiej zbiera się we wrześniu i październiku. Teraz lata są suche więc wcześniej można je jedynie znaleźć w terenach podmokłych i nad zbiornikami wodnymi. Bory Tucholskie w okolicach Zalewu Koronowskiego to tereny zalewowe. Zaporę wybudowano w 1960 roku. Gdy się poziom wody podniósł w okolicy powstało wiele oczek wodnych nad którymi są tereny bagniste. Tam grzyby rosną nawet w suche lato. Wystarczy wycieczka wokół takiego jeziorka i mamy wiaderko czy dwa koźlarków, rzadziej krawców.

Kożlarze. Kożlarze to grzyby, które lubią brzozy. Są twarde i rzadko kiedy robaczywe. Kiedyś można było je zbierać w młodych przecinkach wśród wysokich traw. Brzózek już dawno nie było, ale grzyby jeszcze tam rosły przy młodych świerkach i jodłach przez które trudno się przecisnąć. Takie szkółki leśne są wymarzonym miejsce dla maślaków i kani.

Maślaki. Niestety zbierając maślaki trzeba się trochę poczołgać i nakłuć. Warto jednak znieść te niewygody gdy maślaki nie są robaczywe. Niestety, te grzyby łatwo "łapią" robaki i do tego strasznie brudzą ręce. Dziadek nie lubił ich zbierać. Robił to jednak (niechętnie) gdy pojawiało się od babci zamówienie na grzyby do marnowania. Maślaki świetnie się do tego celu nadają. Obierał je ze śliskiej i klejącej osłonki kapelusza (jeszcze w w lesie) by nie brudzić pozostałych grzybów w wiadrze. Maślaki to grzyby stadne. Jak znajdziesz jednego to wiadomo że wkoło będzie ich więcej. Koźlarki i krawce też tak rosną ale maślak to pewniak. Podobnie jak kurki.

Kurki. Bardzo lubię zbierać kurki. Co roku pierwszy zbiór kurek idzie na pyszną pizzę. Kurki łatwo pomylić z grzybami niejadalnymi. Mają jednak swoisty zapach - tak samo zresztą jak kanie. Kurki i kanie to jedyne grzyby blaszkowe jakie zbieram. No jeszcze późną jesienią zbieramy czasem opieńki, ale tylko jak nie ma innych grzybów.


Borowiki. Nie wartościuję grzybów. Jednak z pewnością borowiki są wyjątkowe. Często można je spotkać pod dębami. Czasem idąc ścieżką widzimy jak w oddali rośnie dąb. Na 50% będzie tam borowik zwany też prawdziwkiem. Są też tak zwane siniaczki. Tak nazywają się prawdziwki piaskowe. Rosną one na piaszczystym podłożu. Najczęściej w przeoranych przecinkach ściółki. W wielu lasach dobrzy gospodarcze lasu robią takie przecinki by uniemożliwić przenoszenie się ognia w przypadku pożaru ściółki. W tych przecinkach można znaleźć takie grzyby. Kaszubi na te grzyby mówią hubale. Mają jasnopomarańczowe łepki a pod spodem są ciemne. Jak się przetnie szybko sinieją. Dużo ilości tych grzybów zebrałem kiedyś nad samym morzem - na Wyspie Sobieszewkiej. Można je marnować lub suszyć. Pasują do rosołu tak jak borowiki. Muszą być też dobre do marnowania tak samo jak kurki i maślaki.

W piaskach lubią rosnąć jeszcze inne grzyby nadające się do marnowania - gąski zielone. Ciężko pomylić tego grzyba, bo blaszki pod spodem mają ten sam kolor co łepki. Te grzyby rosną niedaleko Końskich i w lasach pod Piotrkowem. Trzeba jednak umieć je zbierać. Nie zawsze są widoczne spod piasku. Jak zobaczycie w takim miejscu dziwnie wyglądający wzgórek, to może to być znak, że właśnie tam schowały się w piasku.

Oczywiście najwięcej, na masową skalę zbiera się podgrzybków, zajączków lub sitarki (sitaki). Podgrzybki różnią się od zajączków tym że mają gładkie, świecące kapelusze. Zajączki mają łepki matowe. Mogą być zielone lub ciemnobrązowe. Sitarki mają większe dziurki w gąbce pod kapeluszem. Pewnie przez to łatwo są atakowane przez robaki. Ten grzyb prawie na pewno jest robaczywy,. Chyba że jest młody. Sprawdzając go nie wystarczy przeciąć nóżkę. Lepiej od razu naciąć kapelusz. W innym przypadku do domu przyniesiemy wiadro robaków, które chętnie migrują po wiaderku. W ten sposób zarażą inne zdrowe grzyby.


Podgrzybki nawet duże, stare "kapcie" są często zdrowe. To zależy od roku. Sprzymierzeńcem w zwalczaniu robaków na tym grzybie są chrząszcze - żuki. Gdy taki zamieszka w grzybie skutecznie ochroni go przed robakami.  Późną jesienią po pierwszych przymrozkach kiedy w lasach jest coraz mniej grzybów przestajemy grymasić i zbieramy co jest. Najczęściej zbieram wówczas kanie na Wigilię.

Kanie (zwane też sowami) jak już wspomniałem najlepiej poznać po zapachu. Jest z rodziny pieczarek więc pachnie swoiście. Niektórzy mylą je z najgroźniejszym grzybem trującym w lesie sromotnikiem - muchomorem zielonym. Pamiętaj jednak, że gdy masz wątpliwości co do gatunku grzyba to zawsze lepiej będzie zostawić tego grzyba w lesie.  Nigdy nie wsadzaj go do wiadra z myślą, że potem kogoś zapytasz. Grzyby się kruszą, a nawet mały kawałek muchomora może zabić lub spowodować nieodwracalne zmiany w wątrobie.

Kania - sowa jest przede wszystkim w brązowe kropki. Tym się różni kolorystycznie od muchomora sromotnikowego. Smażona smakuje jak kotlet schabowy, od kilku lat jest naszą potrawą Wigilijną. Suszymy ją i delikatnie wkładamy do plastikowego pojemnika. Przed Wigilią delikatnie wyjmujemy i tak jak kotlety sojowe moczymy w mleku lub bulionie. Następnie smażymy.

Grzyba można też "sprawdzić" gdy po przełamaniu dotkniemy go językiem. Jak szczypie to znaczy, że coś jest nie tak. Tak łatwo rozpoznać szatany (goryczaki). To jedyny grzyb z  gąbką pod spodem, który nie jest jadalny. Zawiera żywicę która wywołuje ostry rozstrój żołądka. Szatan wygląda jak prawdziwek, z tym że ma blado brązowy kapelusz, żółtawą nóżkę i jasnoróżową gąbkę pod kapeluszem. Czasem przypomina koźlarka, jednak koźlak różni się ciemno brązowymi kropkami na gąbce i nóżce.

Podobno moja prababcia zbierała w listopadzie grzyby listopadówki i olszówki. Nigdy jednak nie miałem odwagi iść w jej ślady. Dopiero niedawno przekonałem się do opieniek. Głównie ze względów kulinarnych. Przygotowane na masełku są bardzo smaczne.


Zbierając grzyby pamiętajmy, że chłoną one bardzo zanieczyszczenia. Po awarii w Czarnobylu zbieranie grzybów było przez kilka lat zakazane. Dlatego nie zbierajmy grzybów które rosną wzdłuż dróg o dużym ruchu samochodów. Będziemy mieć wówczas grzyby nasiąknięte ołowiem ze spalin samochodowych. Najmniej zanieczyszczone są grzyby są z głębi lasu. Z tą myślą warto poszukać własnych miejsc z dala od smogu i spalin.

Na grzyby jeździliśmy do wielu lasów. Praktycznie wszędzie są jakieś duże kompleksy leśne.
Jeszcze są, chociaż wiele wykarczowano.

Oczywiście największe ilości grzybów są w mało uczęszczanych puszczach. Nie znaczy to jednak, że za grzybami musimy robić setki kilometrów, o ile zbieramy grzyby na własne potrzeby. Mam też mieszane uczucia co do wycieczek na grzyby w większym gronie. Zwłaszcza, że najczęściej towarzyszy im popijawa. Lepiej wówczas iść ze znajomymi po prostu do knajpki, niż udawać wyjazdowe grzybobranie.

W ostatnich latach zbieram grzyby nie dalej niż 50 km od domu a mieszkam w dość dużym mieście. W lasach, gdzie jak mówią "nie ma grzybów" mam swoje miejsca i zagajniki, które nigdy mnie nie zawodzą. Poza tym ciężko szukać grzybów w lesie, którego się nie zna. Wówczas skupiamy się na tym by nie zabłądzić, a nie na szukaniu miejsc, gdzie rosną grzyby.

W internecie możemy znaleźć strony na których są zaznaczane miejsca występowania grzybów. Za bardzo im nie wierzę bo kto zdradzi swoje sprawdzone lasy? :-) Za granicą na grzyby raczej nie chodziłem. Jednak znajomi którzy mieszkają w Szwecji często tam zbierają grzyby. Przypominają one nasze hubale. Oczywiście grzybów nie wyrywamy z korzeniami. Ja najczęściej odcinam ogonek w miejscu gdzie rosną. To gwarantuje, że nowe po kilku dniach  wyrosną w tym samym miejscu.



Co do przetwarzania zebranych grzybów, to oprócz suszenia grzyby gotuję i zamrażam. Mam dość duży zamrażalnik więc mam sporo namrożonych grzybów, które wykorzystuję do sosów lub jako samodzielne dania. Część grzybów suszymy: borowiki, kanie i podgrzybki. Grzyby w occie nie cieszą się u nas dużym powodzeniem.

#gdzie na grzyby #borowiki #podgrzybki #grzyby #kanie #koźlaki #kurki #maślaki #Bory Tucholskie


- Copyright © Inside Your Life | blog lifestylowy - Powered by Blogger -