Archiwum dla października 2017

Jak wręczyć pierścionek zaręczynowy?


Zaręczyny to niewątpliwie jeden z najważniejszych momentów w naszym życiu. Wymagają niezwykłej oprawy, aby zapisać się w naszej pamięci na długie lata. Chcemy by ta chwila wyglądała inaczej, by była magiczna i wyjątkowa. I choć ludzie od wieków zaręczają się, to ciągle stawiamy sobie cel, by to nasze zaręczyny były tymi "innymi niż wszystkie". Pamiętaj, że to nie jest zwykła formalność, ale początek waszej wspólnej, wspaniałej podróży. Zadbaj o wyjątkowy anturaż i nastrój w tym dniu, aby wybranka nie mogla Ci odmówić. Wyjątkowa. Szczególna i jedyna - tak powinna czuć się osoba, której wsuniesz na palec pierścionek zaręczynowy. 
 
W rodzinnym gronie
Jeśli jesteście tradycjonalistami, to dobrym rozwiązaniem może okazać się ceremonia w gronie najbliższych. Kameralna uroczystość, to także doskonała sposobność, aby rodzice przyszłej młodej pary poznali się bliżej. Sam przebieg uroczystości musisz zaplanować odpowiednio wcześniej, możliwości jest naprawdę sporo, ale warto dopiąć wszystko na przysłowiowy ostatni guzik żeby nic nie pokrzyżowało nam planów. Możesz przygotować unikalny tekst lub poprosić o rękę ojca wybranki. Tak to kiedyś wyglądało i w niektórych domach nadal kultywuje się ta tradycję. 

Przyjęcie
Specjalne przyjęcia z romantyczną scenerią w tle kojarzą nam się przede wszystkim z hollywoodzkimi filmami tymczasem to doskonały pomysł na celebrowanie tej doniosłej chwili. Tu, obok młodych i ich rodziców częścią wydarzenia stają znajomi i przyjaciele, można zaprosić także dalsza rodzinę. Charakter uroczystości dobrze dopasować do oczekiwań wybranki. Przyjecie-niespodzianka nie każdej kobiecie przypadnie do gustu. Warto to wcześniej omówić.

W restauracji
Ulubiona restauracja, która przywodzi na myśl wspólnie spędzone, radosne chwile. Delektowanie się pysznym jedzeniem. Idealne zwieńczenie wieczoru? Pierścionek zaręczynowy na Jej palcu. Wręczając go możesz przyklęknąć na jedno kolano, inwencja należy do Ciebie. Wymyśl coś, co sprawi, że ukochana będzie zachwycona.

Z polotem
Chcesz ją zaskoczyć? Bukiet pięknych kwiatów z załącznikiem w postaci pierścionka na pewno nie pozostawi ją obojętną. Zamów kwiaty, które najbardziej lubi. Możesz wybrać je osobiście. Wszak, jak pisał Seneka : "Naj­piękniej­sze kwiaty pochodzą z głębi serca." Możesz wysłać jej przesyłkę kurierem, aby wzmocnić efekt.

Niebanalnie
Uwielbiacie górskie wyprawy i większość wspólnego czasu spędzacie na górskich szklakach? Może to odpowiednia sceneria do tego, aby wręczyć jej pierścionek zaręczynowy? Możesz zaaranżować zaręczyny w turystycznych warunkach, o ile masz pewność, że Twojej wybrance przypadnie to do gustu. Jeśli jesteś pewien, że "to jest to", to nie wahaj się ani chwili. Czasem lepsze jest wrogiem dobrego, a pierwsza myśl okazuje się zwykle tą najlepszą.

Niezależnie od tego jaki sposób na wręczenie pierścionka zaręczynowego wybierzesz, mów prosto z serca. Twoja wybranka z pewnością doceni Twoją szczerość. Wręczenie pierścionka to element uzupełniający, czasem możesz sobie pozwolić na więcej lub mniej swobody, ale nigdy na brak szczerości. 

#zaręczyny #pierścionek zaręczynowy #jak wręczyć pierścionek zaręczynowy


Marcin Luter. Jubileusz 500-lecia reformacji



Polacy w ogromnej większości nie rozumieją kim dla kościoła powszechnego, świata i demokracji był Luter. Odbierają luteranizm jako pewną formę liberalizacji chrześcijaństwa, co nie jest prawdą.  Jak wytłumaczyć Polakom, że ks. dr M. Luter nie wyprowadził kościoła protestanckiego z kościoła chrześcijańskiego, ale ówczesny Watykan tak daleko odszedł od wiary, że stało się to nie do przyjęcia dla osób wiernych słowom Pisma Świętego? Myślę, że najprościej wytłumaczyć ten fakt poprzez porównanie do sytuacji młodego człowieka, który szczerze podejmuje się pracy na rzecz społeczeństwa np. w partii politycznej, w której odnalazł sens. Dokładnie studiuje jej status, wierzy w idee i obietnice wyborcze. Gdy jest już politykiem zauważa, że wszystko służy mamonie, a idee są jedynie "przykrywką" do zdobycia władzy. W jednych wywołuje to bunt, a inni stają się trybikami w machinie obłudy i fałszu.



Trudno określić czy była to młodzieńcza naiwność czy chęć zmiany świata, ale Luter nie pogodził się z  hipokryzją kościoła. Tak powstały tezy mające na celu reformę Jego Kościoła. Jego, bo Luter był członkiem kościoła katolickiego i można pokusić się o stwierdzenie, że jego poglądy były ortodoksyjne, ale nie rewolucyjne. Z perspektywy 500 lat możemy określić, że to nie Luter wyprowadził kościół protestancki z kościoła katolickiego, ale kościół katolicki opuścił kościół powszechny.


Dlaczego zwykli Polacy nie rozumieją kościoła protestanckiego? 
Przede wszystkim dlatego, że od początku do kościoła „zreformowanego” przystępowała głównie polska szlachta i inteligencja. W kościołach „katolickich” przez wieki obowiązywała łacina. To powodowało, że znajomość Pisma Świętego wśród katolików nie była powszechna, zresztą obawiam się, że i dziś nie jest. O tym jakie kościoły będą na danym terytorium decydowali władcy ziem. To oni też wyznaczali do jakiego kościoła będą uczęszczać ich podwładni. Kościoły protestanckie dbały o rozwój oświaty. Były ośrodkami polskiej kultury.


Klocki Lego nawiązujące do przybicia tez Lutra na drzwiach kościoła w Wittenbergii


„Polacy nie gęsi i swój język mają”
 - grzmiał z ambon kościołów protestanckich Mikołaj Rej, a ojciec myśli politycznej Andrzej Frycz Modrzewski w pięciu księgach spisał podstawy jakie powinny obowiązywać władzę w Polsce. To był gotowy wzór do zbudowania konstytucji. Jednym z podstawowych działań protestantów od początku było szerzenie oświaty. Pierwszym działaniem było zawsze tłumaczenie Biblii na język danej społeczności. 
Tak jest i teraz, gdy Biblię tłumaczy się na język islamskich krajów w Afryce. Wielu ewangelików działają w obozach dla uchodźców. Tłumaczą im zasady chrześcijaństwa. To przynosi wymierne efekty. Pojawiają się nawrócenia na chrześcijaństwo. Uciekając przed wojną domową wywołaną przez ISIS poszukują oni Boga w naszej kulturze.






Watykan przez wieki odwodził wiernych od czytania Biblii. 
Ludźmi słabo wykształconymi łatwiej się rządzi, a to nie sprzyjało reformacji kościoła w Polsce.


Najpierw Bóg, potem Kościół.   
Ta myśl przyświecała reformacji kościoła od samego początku. Każdy kościół jest organizacją ziemską i nie można go utożsamiać z Kościołem Chrystusowym, który jest w nas - wiernych, ufających slowom Pisma Świętego. Kto do niego (Kościoła Chrystusowego) należy wie tylko Bóg. Dlatego mówienie o kimś, że jest prawdziwym chrześcijaninem jest obłudnym twierdzeniem. Z pewnością nie ma żadnej korelacji między zasługami i hojnością wobec instytucji kościelnych, a tym jak postrzega nas Bóg. 

Już w starym testamencie Bóg przekazał Mojżeszowi dekalog w którym pierwszym przykazaniem jest „Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną”. Luter postępował zgodnie z dekalogiem, nigdy nie kreował się na nieomylnego zbawcę sterującego wszystkimi i wszystkim. 





Luter nigdy nie próbował być Bogiem.   
Kiedyś w „Gazecie Wyborczej” ukazała się artykuł o tym, że Luter był pijakiem. Zastanawiał mnie brak protestów kościoła luterańskiego po tej publikacji. Z historii wiemy, że Luter był normalnym człowiekiem i miał wiele wad. Nie pił z pewnością coca-coli chociażby dlatego, że jej wówczas jeszcze nie produkowali. Nigdy nie wykorzystywał swojej pozycji by stać się wodzem rewolucji i wybawcą narodu. Gdy pod wpływem jego reform wybuchła w Niemczech wojna chłopska nie stanął na jej czele. Początkowo był jedynie mediatorem chcącym zapanować nad anarchią. Jednak w końcu porzucił swoich wyznawców i biernie przyglądał się ich pogromowi.  Był przede wszystkim teologiem pragnącym przywrócić wiarę kościołowi którego czuł się częścią.




Artykuły „Wyznania augsburskiego” są w większości zgodne z doktrynami watykańskimi. Rozbieżności dotyczą takich rzeczy jak zniesienie celibatu, Wieczerza Pańska pod dwoma postaciami, celebracją płatnych mszy świętych, czy spowiedzi powszechnej. Przez 500 lat w wielu punktach nastąpiło zbliżenie. Od lat Watykan zastanawia się nad ich akceptacją. Co do sakramentu małżeństwa i święceń kapłańskich, to historia pokazuje, że oba nie są szanowane. Pismo Święte nie daje podstaw, aby je traktować jak sakrament. Z pewnością jeden artykuł jest nadal bardzo aktualny. Biskupi mają z prawa Bożego władzę nauczania, sprawowania sakramentów, odpuszczania grzechów i strzeżenia czystości nauki, nie mają natomiast władzy w sprawach świeckich.  

Kościół zreformowany dużo zyskuje dzięki dogłębnej lekturze Słowa Bożego. 
Przede wszystkim oddzielenie tego co cesarskie od tego co boskie. Sprawy pracy w dni świąteczne, aborcji, rozwodów nie muszą być sankcjonowane przez państwo. To my mamy przestrzegać Pisma Świętego, sankcjonowanie tego, narzucanie "z góry" jest mocno wątpliwe.  Karą za grzech nie może być wyrok sądu. Poza tym człowiek nie jest w stanie zapamiętać i wyliczyć wszystkich swoich grzechów, a ich rozliczenia może dokonać jedynie Bóg. Oczywiście co innego uświadamianie innych ludzi, ale należy zacząć od siebie i najbliższych. Nie sprzyja też wierze namnażanie świętych i modlitwa do nich, pośrednictwo w modlitwie. Podobnie niepotrzebne są pielgrzymki, dewocjonalia, ekshibicjonizm wiary, które i tak nie zastąpi lektury Pisma Świętego. Osoby starsze w kościele ewangelickim nie mają nawet potrzeby cotygodniowego przystępowania do Wieczerzy Pańskiej. Ponieważ jest to jeden z dwóch sakramentów (drugim jest chrzest) nie chcą by on spowszedniał. Celem nabożeństwa jest głoszenie Słowa Bożego. Tak nauczano w katechezach ewangelickich, w ubiegłym wieku. Mimo braku konieczności spowiedzi usznej, uczestnictwo w Wieczerzy Pańskiej musi być czymś godnym i wyjątkowym.



Zarzuca się ewangelikom, że są "przychylni" rozwodnikom. Za przykład podaje się drugi ślub znanego ewangelika - Józefa Piłsudskiego. Nie do końca jest to prawdą. Rozwód jest zawsze tragedią dla rodziny. Zezwolenie na powtórny ślub jest rozpatrywane przez radę parafialną i biskupa diecezji. Jednak ślub nie jest świętym sakramentem nadanym przez Boga podobnie jak świecenia kapłańskie. Rozwód małżeństwa nie jest działaniem przeciw Bogu, a przeciw rodzinie. Tak samo jak porzucenie szat kapłańskich przez księdza nie określa jego stosunku do Boga. Jeżeli jest zachowany szacunek, wzajemne zrozumienie i zgoda na to byłych współmałżonków w kościołach protestanckich nie są czynione sztucznie problemy z udzieleniem ślubu rozwodnikowi czy dla jego uczestnictwa w nabożeństwach czy Wieczerzy Pańskiej.

Kościoły protestanckie.
Bóg jest jeden, Pismo Święte jedno, a tyle jest różnych kościołów, w tym protestanckich. Uwarunkowania są zazwyczaj historyczne i hierarchiczne. Różne są również społeczności. Nie wszystkie zmiany są wszędzie tak samo akceptowane.  Przez wieki różne kościoły rozwijały się szybciej lub wolniej. Osobowość pastorów, księży, ich zdolności do skupiania i rozszerzania wokół siebie zborów powodowała, że powstawały różne odłamy bądź to związane z terytorium bądź innym postrzeganiem religijności. Wiara zazwyczaj jest dziedziczona. Przechodzi z rodziców na dzieci. Czasem przyjmują ją od siebie małżonkowie. Następują też migracje wiary z powodów ekonomicznych, prześladowań, polityki, a nawet lokalnych nieporozumień. Określanie, że jakiś kościół jest prawdziwy, a inny nie, jest wyrazem pychy jednej ze stron konfliktu. Uważam, że nie ma na to monopolu nieomylności. Dlatego dobrze, że ludzie się różnią. Trzeba się różnić pięknie. Bóg dał nam różne języki i kolory skóry. Tak samo stworzył różne kościoły lokalne należące i tak do Kościoła Powszechnego. Cechą kościołów protestanckich jest ich wielość i wzajemny szacunek.




Bóg, wolność, świat zamiast Bóg, honor, Ojczyzna. 
Takim hasłem często posługują się członkowie kościoła zreformowanego. Przede wszystkim wolność i demokracja stanowią opokę organizacyjną kościołów protestanckich. Najwyższą władzą ustawodawczą Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego w Polsce jest Synod Kościoła. W skład Synodu  wchodzi 65 osób. Są to zarówno biskupi jak i księża oraz delegaci „świeccy” rekomendowani przez parafian. Podobnie wygląda organizacja w diecezjach, czy parafiach. Radni parafii sami wybierają proboszcza, decydują o wydatkach parafii. Oczywiście ksiądz musi spełniać określone warunki dotyczące wykształcenia i praktyk. Członkowie rady parafialnej biorą pełną odpowiedzialność (nawet materialną) za decyzje podejmowane przez parafię. Tak demokratyczna struktura kościoła ewangelickiego zapewnia mu wolność. Hierarchiczność jest ograniczona do minimum zapewniając autonomię poszczególnym parafiom. Autonomia daje poczucie bezpieczeństwa i ułatwia kontakt z innymi parafiami na całym świecie co skutkuje szacunkiem do innych z poszanowaniem własnej tożsamości.




Kapłaństwo dla ewangelików nie jest sakramentem, lecz sprawowanym na mocy powołania przez  Jezusa Chrystusa urzędem posługi w Kościele. Uznając biblijną naukę o powszechnym kapłaństwie wszystkich wierzących powołanych poprzez Chrzest Święty, Kościół powołuje tych, którzy w zgromadzeniu wierzących mają sprawować to kapłaństwo w sposób szczególny przez posługę Słowa i Sakramentów. (Mt. 28,18-29; J. 20,21-23; Dz. 1,8)


By zostać księdzem ewangelickim trzeba przejść kilka etapów.
Przede wszystkim trzeba mieć odpowiednie wykształcenie teologiczne. Zostać dopuszczonym przez władze kościelne – Konsystorz - do ordynacji na księdza. Zdać egzamin przed komisją kościelną. Dopiero wówczas następuje "ordinatio" powołanie na księdza. Taki ksiądz może pracować w parafiach, a z czasem kandydować do wyboru na proboszcza przez radę parafialną, w której jest wakat. Na kandydowanie na  proboszcza w danej parafii musi również wyrazić zgodę Konsystorz Kościoła, a rada parafialna dokonuje ostatecznego wyboru spośród kandydatów. Urzędy kościelne (proboszcza i biskupa) są kadencyjne, i trwają 10 lat. Na mocy prawa kościelnego proboszcz administruje parafią i razem z radą parafialną odpowiada za gospodarkę parafialną.


Czy w XXI wieku potrzebujemy Boga?
Globalizacja, powszechna medialność, relatywizm są faktem. W gąszczu natłoku informacji często ciężko się odnaleźć. To skutkuje brakiem refleksji, zastanowienia nad swoim własnym życiem, problemem ze znalezieniem sensu. Nie zastąpi tego wszechobecny konsumpcjonizm i chęć ograniczania wyborów tylko do łatwych i przyjemnych rozwiązań.

Postępowanie w zgodzie z Ewangelią jest sposobem na osiągnięcie tych celów. Najpierw traktujemy Pismo Święte jak GPS. Szukamy w nim rozwiązań stosownych do naszych bieżących problemów. Potem, gdy jesteśmy dojrzalsi, staje się dla nas wykładnią, czerpiemy z Ewangelii by przekazywać prawdy innym, zagubionym, opuszczonym. Gdy czekamy dopełnienia naszych dni w Biblii odnajdujemy sens i potwierdzenie, że dokonaliśmy właściwego wyboru na początku naszego życia.  Potwierdzenia, że nie zmarnowaliśmy tych krótkich chwil naszego życia.


#Luter #luteranizm #kościół ewangelicko-augsburski #wiara #500 lat reformacji 


Hipis - subkultura buntu czy poszukiwań?

Film „Co przynosi przyszłość” - zdjęcie ze strony www.filmsdulosange.fr
Rok temu powstał francusko-niemiecki film "Co przynosi przyszłość". Film był od początku pokazywany na festiwalach również w Polsce, a za reżyserię ( Mia Hansen-Løve) nagrodzono go Srebrnym Niedźwiedziem na MFF w Berlinie. Isabelle Huppert wciela się w tym w filmie w postać nauczycielki filozofii w szkole średniej. Film osadzony jest w czasie teraźniejszym. Perypetie kobiety w średnim wieku. Problemy rodzinne. Wybory jakie czekają wielu z nas przybliżają nam tematykę filmu. Nas Polaków zastanawia również dlaczego w Polsce brak jest nauki filozofii w szkołach średnich. To jednak można pozostawić poza komentarzem. Przekazywanie uczniom zamiłowania do myślenia pomaga kobiecie zapomnieć o zaborczej, schorowanej matce i odejściu męża. Dzielenie czasu między swoimi dziećmi, wnukiem i czasem poświęconym kształtowaniu swoich uczniów zarówno tych obecnych jak i byłych.

Mnie zainteresowała postać byłego ucznia (Roman Kolinka) dla którego filozofia staje się pasją życia. Zakłada on na odludziu komunę swoich rówieśników o podobnym zainteresowaniu. Typowa komuna hippisowska. Wolność, dragi i dysputy do rana. Zarysowany jest też w tle prekariat - bunt młodzieży towarzyszący, ale nie jest on eksponowany w przeciwieństwie do szerokiego przeglądu filozofów. Młodzież w komunie rozczytana w książkach, analizująca współczesny świat i jego wyzwania. Skromny owoc pracy nauczycielki filozofii w paryskim liceum.


Czy tak wyglądał Ruch Hippisowski przełomu lat 60/70?
Raczej nie. Ówczesny bunt młodzieży wynikał z różnic pokoleniowych. Młodzież powojenna miała dość martyrologii II Wojny Światowej i życia w ciągłym strachu czasów "zimnej wojny". Telewizja na żywo pokazywała zbrodnie wojenne jakie ich rówieśnicy w imię patriotyzmu dokonywali w Wietnamie. Narracja bohaterstwa przeplatana z racjami wyższego rzędu. "Pijcie Coca Colę a was nie zbombardujemy". Z wojny wietnamskiej wracali młodzi weterani - inwalidzi fizyczni i psychiczni. To była idealna pożywka do buntu i potrzeby wykrzyczenia wolności.

Ruch hippisowski to była eksplozja kulturalna.
Rewolucja w muzyce, sztuce, poezji. Powstawały wówczas wielkie imprezy muzyczne gromadzące dziesiątki tysięcy widzów. Możemy to zobaczyć w filmach z tego okresu. Oczywiście wolność oznaczała również narkotyki i totalną anarchię w życiu wielu ludzi. Styl życia hippisów oznaczał totalny bałagan i brak odpowiedzialności. Życie w komunach było świetną pożywką do różnego rodzaju sekt. Co ciekawe tamte dzieci kwiatów to dziś nasi dziadkowie.

Make Love, not War.  
Oczywiście Ruch Hippisowski pojawiła się i u nas. Jego głównym elementem był w Polsce bunt młodzieży w roku 1968. Niestety ówczesna propaganda PRL-u przerobiła go w strajki anty systemowe. Aktyw robotniczo-chłopski wspierany przez oddziały ORMO siłowo rozprawił się z młodą inteligencją, zarzucając im korzenie żydowskie. Wiele osób musiało z Polski wyjechać. Podobnie jak na zachodzie w tym okresie mieliśmy rewolucję w muzyce i sztuce. Wszelkie przejawy wolności były niszczone. Kult pracy robotnika był przewodnią myślą narodu. Na uczelniach niezależnie myślące jednostki szybko powoływano do wojska, gdzie skutecznie łamano im kręgosłupy moralne. Towarzysząca hippisom postawa pacyfistyczna była szufladkowana wraz ze Świadkami Jehowy jako antypolskie działania obcych mocarstw. Przez kolejne dwanaście lat polska młodzież o wolności mogła jedynie pomarzyć.


Dopiero osiemdziesiąty rok był wybuchem wolności. 
Strajki robotników w strategicznych zakładach w Polsce przywróciły nadzieję odzyskania wolności. Hippisowski znak zwycięstwa stał się powszechnie używanym znakiem rozpoznawczym nowej epoki, której nie zatrzymał stan wojenny i przyniósł nam wolność w 1989 roku. Panujący liberalizm od początku transformacji nie był pożywką dla ruchów młodzieżowych. Młodzież poświeciła się gonitwie za pieniądzem, wyścigiem szczurów do upragnionego dobrobytu.

Dopiero XXI wiek przynosi nam zmęczenie globalizacją i ponowny bunt młodzieży. Pojawia się prekariat jako symptom kolejnego ruchu młodzieżowego. Tę nową kategorię społeczną osób niezadowolonych, zdefiniował Guy Standing - autor książki “The Precariat: The New Dangerous Class”. Trzon tej grupy stanowią młode osoby zazwyczaj posiadające zawód, a nawet ukończone studia. Niestety nie mogą oni liczyć na zdobycie odpowiedniej pracy, która dałaby im satysfakcję i awans do klasy średniej. Jedyne na co mogą liczyć to tak zwana "elastyczna forma zatrudniania". Dziś praca jest, jutro nie. Źle opłacana, powodująca u nich jedynie rozgoryczenie i nienawiść do globalizacji i obcych.

Czy młodzi lekarze-rezydenci walczący o godne warunki leczenia pacjentów możemy postrzegać jako kolejny bunt młodzieży przeciw systemowi, Tym razem systemowi służby zdrowia w Polsce?

Jest to z pewnością pokolenie JP II. Oni są wychowani na encyklikach Papieskich. Wierzą w nie.

"Z PRACY swojej człowiek ma pożywać chleb codzienny i poprzez pracę ma się przyczyniać do ciągłego rozwoju nauki i techniki, a zwłaszcza do nieustannego podnoszenia poziomu kulturalnego i moralnego społeczeństwa, w którym żyje jako członek braterskiej wspólnoty; praca zaś oznacza każdą działalność, jaką człowiek spełnia, bez względu na jej charakter i okoliczności, to znaczy każdą działalność człowieka, którą za pracę uznać można i uznać należy pośród całego bogactwa czynności, do jakich jest zdolny i dysponowany poprzez samą swoją naturę, poprzez samo człowieczeństwo."  Św. Jan Paweł II

Co nam przyniesie nasza przyszłość ...

#hipisi, #ruch hippisowski, #pokolenie JP II , #dzieci kwiaty, #bunt młodzieży, #filozofia, #komuna



Śmierć psa w rodzinie. Jakie są nasze powinności wobec zwierząt?


Buba


Decydując się na psa, kota czy inne zwierze musimy zdawać sobie sprawę, że niesie to za sobą również przykre doświadczenia. M.in. choroby oraz niechybną śmierć pupila. O ile zwierze cieszy się pełnią zdrowia nie zaprzątamy sobie tym głowy. Liczymy, że ten stan rzeczy będzie trwał jak najdłużej. Pewnie łatwiej oswoić się z myślą o pożegnaniu gdy pies cierpi, choruje długo, a dolegliwości wyniszczają jego organizm.

Nasz pies od początku – gdy tylko wzięliśmy go ze schroniska przy ulicy Marmurowej w Łodzi miał zdiagnozowaną chorobę serca. Wizyty u weterynarzy zawsze kończyły się konstatacją, że "pies długo nie przeżyje" z sercem w takim stanie. A jednak przeżyła 13 lat, przez pierwszych kilka lat ciesząc się względnie dobrą kondycją. Dwa ostatnie lata jednak były dla Buby ciężkie, wodobrzusze i zabiegi, które weterynarz musiał wykonać, aby ratować jej życie nasuwały nam pytanie czy mamy prawo tak męczyć psa. Jednak wola walki i niezwykła chęć życia dodawała nam motywacji.

Zasadne w tym miejscu wydaje się pytanie o cierpienie psa i odczuwanie bólu. Chociaż weterynarz zapewniał nas, że obiektywnie ciężko mówić o uchwytnych objawach bólowych, bo nawet ciężka niewydolność serca nie musi ich dawać (stale przyjmowała silne leki), to jednak nasuwały nam się pewne wątpliwości, zwłaszcza gdy do objawów doszło wyniszczenie organizmu (nagły spadek wagi, niechęć do jedzenia).

Decyzje o eutanazji zawsze podejmuje właściciel zwierzęcia. To on świetnie zna swoje zwierze i potrafi uchwycić tą jakże cienką granicę. Świetnie, gdy jest na tyle silny psychicznie i jest w stanie to zrobić w odpowiednim momencie oszczędzając zwierzęciu cierpienia. My walczyliśmy o naszego psa do końca, podając leki, kroplówki, zastrzyki. Buba odeszła samodzielnie. W miejscu świetnie sobie znanym, otoczona bliskimi jej ludźmi i miłością.


Relacja człowiek - zwierze


Adoptując psa wzięliśmy za nią całkowitą odpowiedzialność. Chcieliśmy by czuła się bezpieczna. Stała się częścią naszej rodziny. Pełnoprawnym jej członkiem. Pies, podobnie jak człowiek – odczuwa różne emocji, ma sny i jest empatyczny (czego akurat brakuje niektórym ludziom). Ale czy to stanowi o jego podmiotowości? A jeśli nie, to co stanowi? Obiektywne kryterium określające nasz stosunek do zwierząt zawiera się w ich niezbywalnym prawie do życia. Życie, dla absolutnie każdej istoty jest najważniejsze w całej hierarchii wartości. Natomiast człowiek – jako istota świadoma wartości życia swojego oraz cudzego powinien stać na straży tej wartości.

Dla jednych odczuwanie bólu czy cierpienia jest przesłanką do tego by uznać czworonoga, za równego sobie. P. Singer, wyznaczył kryterium podmiotowości na granicy: zdolności do odczuwania bólu/cierpienia. Tak uważał też protoplasta Singera. J. Benthama pisząc: "oby nadszedł dzień, gdy wszyscy uznają, że liczba nóg, włochatość skóry lub to, jakie zakończenie ma os sacrum, nie są również argumentami przekonywującymi, aby wolno było doznającą uczuć istotę wydać na męczarnię (...) należy pytać nie oto czy zwierzęta potrafią rozumować ani czy mogą mówić, lecz czy mogą cierpieć." Natomiast I. Kant był zdania, że złe traktowanie zwierząt jest przyczyną okrucieństwa wobec innych ludzi.


To co robię określa to kim jestem


W pewnym stopniu nasz stosunek do zwierząt określa to kim jesteśmy. Dlaczego? Źródło moralnej powinności człowieka wobec zwierzęcia znajduje się nie w zwierzęciu, lecz w człowieku. To on jest tzw. podmiotem moralnym w tej relacji i na nim spoczywa całkowita odpowiedzialność za nią. Zwierzęta nie oceniają, zapewniając nam bezwarunkową miłość. Są przyjaciółmi "za dobre i na złe". Dlatego, zapewne, więź na linii zwierze-człowiek jest tak mocna i tak nierozerwalna. Czy jednak odwdzięczamy się tym samym? 

Nie chce jednoznacznie odpowiadać na to pytanie,  bo każdy przypadek trzeba rozpatrywać indywidualnie, ale mam wątpliwości czy dobrze traktujemy nasze polskie zwierzęta. Zwłaszcza te gospodarskie czy te mieszkające na wsi, w budach, na krótkim łańcuchu. 

Odrębną kwestią jest "moda" na psy czy koty, która da się zaobserwować w dużych miastach. Buldogi francuskie, jack russell terriery, koty brytyjskie czy rosyjskie.

Moda na posiadanie zwierząt określonej rasy napędza pęd za tym by mieć "pieska idealnego", niczym zabawka, takiego jak ulubiona blogerka czy celebrytka. Takiego, który świetnie wygląda na zdjęciach. Promowanie psów o określonym typie wyglądu, NIESTETY rozpędza przemysł cierpienia jakim są pseudohodowle. Co jednak dzieje się z tym psem gdy zaczyna chorować? Gdy koszty leczenia wzrastają, bo choroba okazuje się poważniejsza niż na początku zakładano? Czy kupowanie psa jest w ogóle etycznym zachowaniem, gdy tyle zwierząt czeka w schroniskach bez nadziei na lepsze życie?

W ogóle nie przekonują mnie apele znanych lub mniej znanych osób, które zachęcają do adopcji zwierząt obnosząc się rasowym czworonogiem – to dla mnie zachowanie zakłamane i takie osoby nie będą dla mnie nigdy autentyczne.


Chcesz mieć psa? Nie kupuj, adoptuj! 

 

#śmierć psa #powinności wobec zwierząt #odpowiedzialność za zwierzęta 


Tagi: ,

- Copyright © Inside Your Life | blog lifestylowy - Powered by Blogger -