Archiwum dla 2021

Covidiota, kim jest?

 
Covidiota to fenomen słowotwórczy, który w niespełna rok stał się popularny na całym świecie. Encyklopedie i słowniki określają słowo "covidiota" jako pejoratywne określenie osoby podważającej istnienie pandemii Covid-19, negującej potrzebę stosowania się do obostrzeń antypandemicznych, a przede wszystkim zagorzałego wroga szczepień zapobiegających tej chorobie. Traktują one cały szum wokół Covid-19 jako spisek korporacji produkujących szczepionki. Traktują lekarzy ratujących zdrowie chorych na koronawirusa, na równi z mordercami z obozów koncentracyjnych w czasach II Wojny Światowej. Rozsiewają kłamstwa o chipach wstrzykiwanych razem ze szczepionką.
 

Covidiota jako efekt "genu sprzeciwu"

Covidiota to nie jest człowiek poruszający się w sferze faktów i opracowań naukowych. Hasło przewodnie covidiotów jest: "nie bo nie". Wypowiedział je na międzynarodowej konferencji GLOBSEC w Bratysławie pierwszy obywatel IV RP pan Andrzej Duda, czym postawił w osłupienie wszystkich uczestników spotkania. Czy prezydent to covidiota? Nie! Przecież on się podobno zaszczepił! 
 
Z covidiotą nie da się rozmawiać merytorycznie. Czołowi covidioci głoszą swoje "przekonania" z niemerytorycznych powodów pozamedycznych. Są jak ludzie którzy twierdzą, że Ziemia jest płaska. Robią to dla poklasku sekty buntu przeciw wszystkiemu co jest zgodne z prawem, nauką i zasadami współżycia społecznego. Nawet sami politycy uzurpujący sobie prawo do przejęcia przywództwa nad tą sektą mówią, że panuje w niej "gen sprzeciwu". Tak wypowiedzi aspirującego do bycia pierwszym covidiotą IV RP tłumaczył wiceminister zdrowia, Waldemar Kraska. 
 

Kreacja postawy covidioty

Jeszcze dalej w swoich ocenach zjawiska covidiotów porusza się w swoich wystąpieniach minister szkolnictwa, Przemysław Czarnek. Winą za pojawienie się "genu sprzeciwu" obarcza lekarzy mówiących o tym co dzieje się w szpitalach, ile ludzi umiera i że liczba zgonów wśród zaszczepionych jest niewielka. To dla pana Czarnka jedynie tępa propaganda wywołująca sprzeciw wśród przekornych Polaków. Wypowiedzi i działania polityków PiS - Anny Sierakowskiej, Janusza Kowalskiego, czy Marcina Horały pomińmy milczeniem. Mówią co innego i robią co innego. Tak przynajmniej o sekretarzu stanu w Ministerstwie AP powiedział poseł Cymański. Z jednej strony zachowuje się jak covidiota, z drugiej zaszczepił się już trzecią dawką. Również działania TVP w tym zakresie należy pozostawić bez komentarza. Promowanie Edyty Górniak, która ciągle powtarza, że w szpitalach zakaźnych leżą jedynie statyści najlepiej świadczy na co propaganda PiS przeznacza pieniądze z naszych abonamentów RTV i z wielomiliardowych dotacji rządowych.
  

Potrzeba walki

Pod koniec lat siedemdziesiątych znajomy, który mieszkał wówczas w Londynie był przerażony wojną między różnymi grupami młodzieży. Toczyła się na ulicach miasta, a przede wszystkim w metrze.  Takie zorganizowane bojówki jednoczyły się w ramach dzielnic i osiedli, klubów sportowych, rodzajów muzyki i zespołów muzycznych, a nawet zwolenników określonych fryzur. Być może nie wszystko wówczas rozumiał, ale podkreślał, że widział jak w metrze do bitwy między sobą stanęli jedni, którzy mieli jednego irokeza i drudzy którzy mieli dwa. W Polsce potrzeba walki jest od lat realizowana w ustawkach kiboli różnych klubów piłkarskich, zwanych szalikowcami. Teraz w tego typu antagonizmy wciągnięto w problemy związane z pandemia i jej zwalczaniem.  
 

Ustawki jako sposób pozyskiwania pożytecznych bandytów

Dzięki ustawkom kiboli mafie przestępcze pozyskują swoich żołnierzy, gotowych do pracy dla nich. Z czasem ludzi chętnych do bijatyk zaczęli pozyskiwać politycy, głównie z tak zwanej prawicy. Przymykając oko na ich przestępczość lub utrzymując ich finansowo, stworzyli zaplecze gotowe do bijatyk ulicznych i burd. Widzieliśmy to przez lata na protestach niektórych związków zawodowych, czy Marszach Niepodległości. To "pożyteczni" bandyci, gotowi bić kobiety ze strajku kobiet, migrantów i obcokrajowców mieszkających w Polsce, ludzi należących do społeczności LGBT, lekarzy pomagających migrantom na granicy z Białorusią, czy osoby oczekujące w kolejce na szczepienie przeciw covid. To zaplecze przypomina "aktyw robotniczy" bijący studentów w marcu 1968 roku. 
Tak jak wówczas. W imię doktryny: dziel i rządź!

Covidiota jako zjawisko społeczne

Nieuprawnione jest myślenie, że covidiotę można stworzyć wyłącznie poprzez działania propagandowe. Nawet Hitler tworząc swoje zaplecze zdolne do prowadzenia II Wojny Światowej oprócz Goebbelsa musiał mieć oparcie w społeczeństwie, w którym istniała nienawiść do innych nacji. Goebbels mógł jedynie tę nienawiść podsycać. Covidiotów nie stworzyło TVP, wypowiedzi polityków PiS, czy spisek antypolski Putina. Ludzie podważający naukę, zwłaszcza medycynę istnieją od wieków. Dla jednych jest to religia, tak jak u Świadków Jehowy, dla innych metoda postrzegania świata polegająca na wypieraniu ze swojej świadomości oczywistych faktów. Chociażby takich, że Polska ma najwyższą covidową umieralność na świecie z powodu niskiej wyszczepialności. Nie do pominięcia jest również istnienie medycyny alternatywnej, nie opartej o żadne opracowania medyczne. Skoro w PiS są osoby zarabiające duże pieniądze na znachorskim leczeniu dzieci i osób ciężko chorych, to oczywiste jest, że jako partia będą oni tworzyć, wspierać i kreować covidiotów. Tak samo jest w społecznościach lokalnych, w który niechęć do oficjalnej służby zdrowia tworzy się na potrzeby lokalnych szamanów. Wykorzystuje się przy tym potoczne plotki, niską inteligencję ludzi i skłonność do wiary w cuda.     


Wiara w cuda

Istnieje przekonanie covidiotów, że osoby osoby, które się szczepią są słabej wiary. To oczywista reakcja osób, które w takim przekonaniu utwierdziły słowa z ambon w wielu Kościołach  głownie katolickich. Nie jest to odosobnione podejście. Osoby chcą w wierze upatrywać to co chcą żeby ich spotkało. W hymnie Trisagion (Święty Boże, Święty Mocny) śpiewanego zawsze podczas adoracji krzyża podczas nabożeństwa w Wielki Piątek widzą gwarancję dla siebie "przed nagłą i niespodziewaną śmiercią". Wierzą w ten cud i nie robiąc nic, aby to ich nie spotkało. To jest jak klasyczny dowcip o oczekiwaniu pomocy Pana Boga podczas powodzi. Osoba która była na dachu domu podczas powodzi nie wchodzi do łódki, która przypłynęła po nią. Gdy spotyka się w niebie z Panem pyta się czemu jej nie pomógł. Nie może zrozumieć, że właśnie Pan Bóg osobiście wysłał łódź ratowniczą, żeby ją uratować. Dla nas taką łodzią ratowniczą są szczepionki przeciw koronawirusom. Niestety covidioci tego nie rozumieją.

Szczepienia w Piśmie Świętym

Wiele osób potrzebę szczepienia w celu osiągnięcia odporności zbiorowej i zaprzestania warunków do mutowania wirusa widzi w Przykazaniu Miłości. Czytamy o tym w 22 rozdziale Ewangelii Św. Mateusza, w 39 wersecie jako drugie najważniejsze przykazanie. "Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego". To jasne przesłanie, że covidioci nie działają jedynie przeciw sobie. To nie jest wyłącznie świadome dążenie do samodestrukcji. To jest działanie przeciw bliźnim, przeciw społeczeństwu. Można to powiązać z piątym przykazaniem przytaczanym w Starym Testamencie dwukrotnie. Nie zabijaj! To przykazanie mamy w Księdze Wyjścia w Dekalogu i w Księdze Powtórzonego Prawa. Z tego Przykazania chętnie korzystają osoby nakazujące kobietom w Polsce rodzenie obumierającego, uszkodzonego genetycznie płodu, narażając ich życie na śmierć z powodu sepsy. To te same osoby, które wpływając na rząd doprowadziły (poprzez jego zaniechania w służbie zdrowia) do śmierci ponad 170 tys. Polaków, z powodu koronawirusa i upadku służby zdrowia wywołanej pandemią. Wielu z nich jednocześnie wspiera covidiotów. 
To nie jest jedynie hipokryzja. To działanie przeciw Kościołowi Powszechnemu, niezgodne z wiarą chrześcijańską bazującą na Piśmie Świętym.


Covidiota w internecie

Covidiota to nowe słowo. Przeglądając pyskówki publikowane w internecie dotyczące koronawirusa, można natrafić na nazwanie covidiotą osoby, która jest świadoma istnienia zagrożenia związanego z pandemią i która się zaszczepiła. Ma to na celu osłabienie pozycjonowania tego pejoratywnego słowa. Zmniejszenie jego jednoznaczności. Wprowadzenie dezinformacji. To jak dzieci w piaskownicy, które obrzucają się wzajemnie inwektywami. Covidioci często parają się hejtem. Atakowani są lekarze i pielęgniarki z punktów szczepień. Nie oszczędza się również tych co ratują ludzkie życie w szpitalach zakaźnych. Działania covidiotów w internecie przypominają ustawkę zorganizowaną przez rząd PiS. 
 

Segregacja sanitarna

Kolejną ustawką są niedawne przepisy nakazujące pracodawcom, restauratorom, hotelarzom, kierowcom pojazdów komunikacji miejskiej, a nawet księżom eliminowanie z życia publicznego osób niezaszczepionych. Rząd zaleca kolejne restrykcje nie dając jasnych przesłanek do ich egzekwowania. Jednocześnie członkowie PiS porównują osoby, które mają kontrolować Certyfikaty Covidowe do działań gestapo zaprowadzających tym razem segregację sanitarną. Tak PiS buduje kolejne konflikty w społeczeństwie wykorzystując do tego pandemię.

Ustawka rządowa

Organizując wojnę między zaszczepionymi, a covidiotami po raz kolejny rząd PiS tworzy Polakom kryzys, którym chce sterować. Byłoby to żenująco śmieszne, gdyby nie śmierć kolejnych tysięcy Polaków, płonące punkty szczepień, czy napady na osoby oczekujące w kolejce na szczepienia. Do tego dochodzi brutalny hejt na lekarzy, i bijatyki z osobami chcącym egzekwować od innych noszenie maseczek.


Koalicja z covidiotami

Premier Morawiecki podobnie jak czołowi przedstawiciele Zjednoczonej Prawicy tłumaczą opieszałość we wprowadzaniu restrykcji pandemicznych "niemożnością podejmowania decyzji z uwagi na strach przed protestami covidiotów". Innym razem mówią, że ich paraliż decyzyjny jest spowodowany zagrożeniem "większości parlamentarnej". W ten sposób sami przyznają, że partyjny beton* trwających przy korycie jest ważniejszy od polskiej racji stanu. Jasno wynika, że dalsza władza rządu Jarosława Kaczyńskiego zależy bezpośrednio od covidiotów. Należy zadać podstawowe pytanie: 
 
czy zakładnikiem covidiotów jest Jarosław Kaczyńscy, czy Polska?

Rząd chcąc walczyć z pandemią może stracić władzę, ale brak decyzji powoduje, że każdego tygodnia umierają setki Polaków! To jest zdrada Polski i działanie na rzecz naszych wrogów. Przede wszystkim Putina, któremu zależy na takiej anarchii w kraju, który ma być zgodnie z jego planem pod jurysdykcją Moskwy.

Dlaczego covidioci się nie szczepią?

Dlaczego pani/pan się nie zaszczepili? 
Słuchając tłumaczenia chorych "spod respiratora" najczęściej słyszymy oczywistą oczywistość: "przecież wszyscy mówią, że w szpitalach leżą statyści!". Matka pochylająca się nad nastoletnim dzieckiem tłumaczy się: "wmawiano nam, że dzieci na koronawirusa nie chorują! Przecież dlatego otwarto szkoły!". Swoją wiedzę opierali na opiniach sąsiadek, członków rodziny, wpisów internetowych trolli. Nic dziwnego w telewizji publicznej nic o tym się nie mówi! Oczywiście pojawiają się kolejne pretensje do lekarzy. Żądają pilnego zaszczepienia w drodze pod respirator. Nie rozumieją, że dla nich jest już za późno!  
Niektórzy ze wstydem przyznają się, że mieli sfałszowane świadectwa szczepień.   

Covidioci są wśród nas

Najgorsza jest świadomość, że covidioci są wśród nas. To nasi bliscy, rodzice, nasze dzieci, wnuki, krewni, sąsiedzi, znajomi. Zwracanie im uwagi powoduje awantury i podziały, czasem trudne do zasypania. Gdy ktoś z nich zachoruje mają pretensję do nas. Mówią, że z nienawiści wymodliliśmy u Pana Boga ich chorobę. 
 
Pewnie dlatego nazywamy ich umownie covidotami, chociaż to nasi bliscy, którym nigdy nie życzylibyśmy, żeby kiedykolwiek zachorowali. Modlimy się po cichu, żeby dalej mogli wierzyć w cud, że koronawirus ich ominie.


*) Partyjny beton - skrajnie zachowawcza frakcja partii, niezdolna do podejmowania niepopularnych decyzji.

#covidiota #antyszczepionkowiec #pandemia #koronawirus #Covid #szczepienia

Czy jestem dla ciebie wystarczająco atrakcyjny?

W wakacje w 1999 roku kuzyn zaprosił mnie do Rzymu. Pracował tam na budowie jako nielegalny gastarbeiter. W kilka osób, Polaków, wynajmowali mieszkanie w centrum Rzymu. Pochodzili głównie ze wsi, dlatego latem większość z nich wyjeżdżała do Polski i mieszkanie stało puste. To była okazja na spędzenie atrakcyjnych wakacji. Zwiedzanie połączone z plażowaniem nad Morzem Tyrreńskim, na którego plaże dojeżdżało się metrem, którego stacja była oddalona zaledwie o kilkadziesiąt metrów. Mnie zawsze w takim nowym miejscu ciekawi kultura, zwyczaje, a szczególnie podejście do wiary. Tym razem dotyczyło to Włochów i Polaków na emigracji zarobkowej w Wiecznym Mieście - Stolicy Świata - gdzie jest ponad 400 kościołów w tym 12 bazylik, jednych z największych na świecie. 
 

Basilica di Santa Maria Ausiliatrice

Najbliżej naszej kwatery była prowadzona przez Salezjan Bazylika di Santa Maria Ausiliatrice. Byłem wówczas silnie związany z prowadzonym przez Salezjan kościołem Św. Teresy w Łodzi, dlatego poszedłem tam pełen wiary i zaufania, jak do swojego kościoła. Wielkim zdziwieniem było dla mnie, że na tzw. sumie, najważniejszej niedzielnej mszy, było zaledwie kilka osób, i to razem z nami. Widząc puste wnętrza kościoła kuzyn stwierdził, że on ze znajomymi chodzi na msze gdzie indziej. Do "polskiego" kościoła.

Kościoły "bliźniacze" Matki Bożej Cudownej

Gdy drążyłem temat, kuzyn wskazał, że czasem zagląda do kościołów "bliźniaczych" na Piazza del Popolo. 
 
- Dlaczego tam? -zapytałem.
- Bo tamci księża dają nam pracę. - odparł
 
Korzystając z okazji, będąc wówczas katolikiem poszedłem do spowiedzi u będącego tam polskiego księdza. Wizyta w konfesjonale nie przypominała typowej spowiedzi. Ksiądz od razu przejął inicjatywę wypytując mnie o mój zawód i na jak długo przyjechałem. Okazało się że kościół ten pełnił rolę biura pośrednictwa pracy, nielegalnej pracy, gdzie Włosi mogli nabyć "darmowego" Polaka do różnych robót. Oczywiście w sierpniu 1999 roku i tam było pusto, dlatego w następną niedzielę wybraliśmy się do Castel Gandolfo na spotkanie z Janem Pawłem II. 
 

Castel Gandolfo

Jeziora powulkaniczne mają niezwykły urok. Na północ od Rzymu znajduje się Jezioro Bracciano, na południe Jezioro Lago Albano, a nad nim letnia rezydencja papieży w Castel Gandolfo. Na mszę z Janem Pawłem II zaspaliśmy i byliśmy na miejscu w momencie, gdy otwierano wejście na dziedziniec rezydencji. Mimo to bez trudu dostaliśmy się do środka, a nawet nie mieliśmy żadnych problemów, aby dotrzeć pod samo okno papieskie. Na placu dominowała wycieczka rowerowa turystów ze Szwajcarii. Na plac weszli razem z rowerami w typowych ubraniach kolarskich. Widać było, że byli przejazdem i "wpadli przy okazji" aby "zwiedzić" papieża z Polski. Nie odnalazłem tam atmosfery modlitwy. Raczej była atmosfera show i to niekoniecznie religijnego. 
 

Nowe milenium

Moja wizyta w Wiecznym Mieście w 1999 roku obudziła we mnie smutne refleksje. Pojawiło się pytanie: w jakim stopniu Chrystus będzie atrakcyjny dla człowieka w nowym milenium? Należy przy tym zauważyć, że pod koniec XX wieku potrzeba wiary zwłaszcza w Polsce była na zupełnie innym poziomie niż dziś. Polska zrywała wówczas kajdany komunizmu. Wiele osób "rehabilitowało się" manifestując swoją przynależność do Kościoła katolickiego. Jednocześnie w kościołach było jak na wiecach wyborczych. Polityczne kazania nagradzano oklaskami. Równolegle pojawiło się pojęcie "Pokolenie JP II" utożsamiane z "młodzieżą oazową". Jednak we Włoszech 1999 roku już było widać dystans do kościoła i wiary. Po prostu w Europie liberalizm zaczął mieszać się z libertynizmem. Przykładem tej degrengolady we Włoszech był wybór na premiera Berlusconiego. Było żenujące, że swoja sławę zawdzięczał skandalom obyczajowym i rozwiązłym stylem życia.

20 lat później

Od moich wakacji w Rzymie minęło 20 lat. Z perspektywy czasu widzę jak dzisiejsza Polska przypomina tamte Włochy. W przeważającej części młodzież kieruje się w swoim życiu "atrakcyjnością" wyborów. Dla nich życie jest jak gra w Super Mario. Podejmują zero-jedynkowe decyzje w oparciu o egoistyczne korzyści z fajnego spędzenia czasu. Odrzucają oni tradycję i wartości jakie przekazali im rodzice, a motorem do działań jest internet i środowisko ich rówieśników. Wielu z nich stało się pracoholikami dążącymi jedynie do optymalizacji zysków za wszelką cenę, a każdą wolną chwilę chcą spędzać jedynie na fajnej rozrywce. Każde zbyt skomplikowane działania polegające na planowaniu życia, ocenie postaw od strony etycznej jest odrzucane na rzecz życia z dnia na dzień. Ich postawy można parafrazować hasłami: "róbta co chceta", czy "alleluja i do przodu". Jednocześnie doszło do radykalizacji skrajnych postaw. Są nimi "lewacy" - zacięci wrogowie kościoła dla których wszystko co jest związane z wiarą jest złem, i "narodowcy" dla których Polska jest krajem jednego wyznania, a każdy "inny" to zdrajca i wróg.
 

Zabieganie o wiernych

Od wieków kościoły zabiegały o wiernych. Podkreślały swoją pozycję wielkością budowanych kościołów i ich wystrojem. Żeby być być atrakcyjnym organizowały różne święta, odpusty i jarmarki. Wszystko to dla przyciągnięcia jak największej liczby wiernych. Gdy dr Marcin Luter zapoczątkował reformację i powstanie Kościoła ewangelicko-augsburskiego zbudował go na Piśmie Świętym i wierze, nie na złoceniach i malowidłach. Z pewnością dla postaci Moryca Welta z "Ziemi Obiecanej" Władysława Reymonta. był to problem.

"- Pan nie lubi protestantyzmu? - zapytał Kurowski (...)  
- Nie lubię (odparł Moryc) i nigdy bym na to wyznanie nie przeszedł. Ja jestem człowiek, który kocha i potrzebuje pięknych rzeczy. Jak ja się narobię cały tydzień, to potem w szabas czy w niedzielę potrzebuję odpocząć, potrzebuję iść do ładnej sali, gdzie bym miał ładne obrazy, ładne rzeźby, ładną architekturę, ładne ceremonie i ładny kawałek koncertu. Ja bardzo lubię te ceremonie wasze, w nich jest i piękny kolor, i ładny zapach, i dzwonienie, i światła, i śpiewy. A przy tym jak ja już muszę słuchać kazania, to niech ono będzie nienudne, niech ja słucham delikatnego mówienia o wyższych rzeczach, to jest bardzo nobl (szlachetne) i to dodaje człowiekowi humoru i ochoty do życia! A w kirche (kościele) co ja mam?... Cztery gołe ściany i tak pusto, jakby cały interes miał się trochę zlikwidować. A do tego przychodzi pastor i mówi. Co pan myślisz, o czym on gada?... Gada o piekle i innych nieprzyjemnych rzeczach. Bądź pan zdrów. Czy ja po to idę do kościoła, żeby się zdenerwować? Ja mam nerwy, ja nie jestem cham, ja nie lubię się gnębić nudnym gadaniem. A przy tym ja lubię wiedzieć, z kim mam do czynienia - cóż to za firma protestantyzm?! Papież to firma. 
- Reymont, Ziemia Obiecana, rozdział XII
 
Myślę że ten fragment tekstu Ziemi Obiecanej w znacznym stopniu otwiera spojrzenie na dzisiejsze oczekiwania co do spędzania niedzieli.

Czy to oznacza, że protestanci nie dbają o swoją atrakcyjność?

Kościół, a przede wszystkim Chrystus to nie jest panna na wydaniu, żeby była atrakcyjna. Oczywiście przygotowujemy naszą młodzież, często zagubioną i zbuntowaną, do tego, żeby była aktywną częścią naszego Kościoła. Już Luter zapoczątkował i pielęgnował zwyczaj celebrowania choinki w święta Bożego Narodzenia. Co roku w naszych kościołach odbywa się Adwentówka dla dzieci podczas której dzieci i młodzież odgrywają scenę narodzin Chrystusa. W niektórych parafiach odbywają się Wieczerze Sederowe dla uczczenia Święta Paschy. Podczas nabożeństw, w każdą niedzielę dzieci i młodzież uczestniczą się w szkółkach niedzielnych. Młodsze dzieci mają zapoznają się z Pismem Świętym poprzez zabawy. Starsze uczestniczą w quizach i grach podczas których doskonalona jest wiedza z Pisma Świętego i pism Lutra. Do tego trzeba podkreślić, że w parafiach ewangelickich panuje domowa atmosfera, w której nikt nie jest osamotniony.
 

Aktywni w życiu parafii

Po prostu w parafii ciężko jest narzekać na samotność. Ciągle jest coś do zrobienia i każdy kto chce włączyć się w życie parafii może to robić jak potrafi. Chlubą większości parafii ewangelickich jest chór lub orkiestry parafialne. W ten sposób realizują się słowa  św. Augustyna, który powiedział: "Kto dobrze śpiewa - podwójnie się modli ". Już przegląd relacji internetowych z nabożeństw które odbywają się w całej Polsce świadczy o ich rozmaitości i atrakcyjności. Do tego osoby, które mają kłopoty ze zrozumieniem Ewangelii i chcą doskonalić swoją znajomość Pisma Świętego mogą to robić podczas spotkań i szkół biblijnych. Jest również miejsce na rozwijanie swoich zainteresowań i pasji podczas "Śniadań Kobiet", czy mężczyzn. 
Dzisiejsza parafia to po prostu jedna wielka rodzina.

Czy to jest wystarczająco atrakcyjne dla Ciebie? 


Czy Chrystus jest dziś atrakcyjny?

Najmniejszym problemem jest to, czy przeciętny Polak w XXI wieku chodzi do Kościoła. Istotne jest czy Pan Bóg jest obecny w jego życiu? Dr Marcin Luter, żeby przybliżyć ludziom Pana Boga tłumaczył Biblię na język, którym się posługiwali się na co dzień. Podążając tym wzorem Towarzystwo Biblijne wydało w 2018 roku w nowym tłumaczeniu Biblię Ekumeniczną. W ten sposób wszystkie Kościoły zrzeszone w Polskiej Radzie Ekumenicznej wspólnie z Kościołem katolickim maja obecnie jednobrzmiący tekst Pisma Świętego.To kończy wszelkie nieporozumienia, a wierni mają aktualny powszechnie zrozumiały przekład. To z pewnością krok w dobrą stronę. Teraz istotne jest by młodzi ludzie zechcieli czytać Biblię. Tak jak czytają i powołują się na Konstytucję. Przecież w Biblii znajdą odpowiedź na wiele intrygujących ich pytań. Może jak na początku Reformacji dzięki Ewangelii odnajdą swoje życie w Chrystusie. 
 
Może warto o tym pomyśleć w Adwencie przygotowując się do Narodzin Chrystusa w Nazarecie.
Ja już wiem co kupię swoim dzieciom pod choinkę.

Konstytucja czy Biblia?

 
Młodzi zdrowi mężczyźni oblepiający samolot lecący do cywilizacji. Trzymający się skrzydeł, kół, lotek steru ogona samolotu. Są przerażeni. Wyglądają jak dziecko porzucone przez rodziców. Te zdjęcia z lotniska w Kabulu na długo zapiszą się w naszej pamięci. Co prawda nie są tak wstrząsające jak te sprzed 20 lat, z tragedii w World Trade Center, ale z pewnością obudzą istotne refleksje. 
Co się stało?
Kto wyciągnął im wtyczkę do raju demokracji liberalnej?
Dlaczego są skazani na czeluści przepaści w państwie wyznaniowym, w którym pewnie wielu z nich zginie, lub utraci swoją tożsamość?
 

Afganistan, państwo ciągłej wojny

Afganistan to obszar ciągłej wojny. W XVIII wieku były to wojny rosyjsko-perskie. Wiek XIX to ciągłe wojny o wpływy na tych terenach prowadzone głównie przez Rosjan i Brytyjczyków. Konflikty te zakończono dopiero porozumieniem w roku 1907 roku, dokonując podziału stref wpływu w tym rejonie świata. Przełom XIX i XX wieku to wojny Afganistanu z Wielką Brytanią. Zakończyły je dwustronne porozumienie w 1921 roku, a Afganistan stał się niepodległym państwem. Nie było to jednak trwałe państwo. Afganistan nie uznawał granicy z Pakistanem i w 1950 roku doszło do tak zwanej wojny granicznej. W wojnie tej Afganistan był wspierany przez Rosję, a po drugiej stronie były Indie Brytyjskie. Po tej wojnie Rosjanie swoimi działaniami wspierali socjalistyczno-liberalne zmiany w zaprzyjaźnionego z nimi Afganistanu, ale w 1973 roku doszło do zamachu stanu, w efekcie do wojny domowej. W walce o władzę wyłoniło się kilka ugrupowań wspieranych przez państwa ościenne. Do rywalizacji o wpływy dołączyły Chiny szkoląc i wspierając partyzantkę maoistowską, oraz Amerykanie budując ruch antykomunistyczny oparty o Islam. Żeby zachować swój teren wpływów, w 1979 roku doszło do najazdu Afganistanu przez wojsko ZSRR.
 

"Cywilizowanie" Afganistanu przez Sowietów

Rozpoczęło się "cywilizowanie"  Afganistanu przez Sowietów. Oczywiście działania te były torpedowane przez Wielką Brytanię i USA. Tworzenie opozycji przeciwstawiającej się wpływom komunistycznego ZSRR oparto o budowę silnych ośrodków islamskich wspieranych przez USA i Wielką Brytanię. Szkolono bojowników islamskich, dostarczono im broń. W niektórych rejonach nadal działała pro Chińska partyzantka maoistowska. W efekcie w 1989 roku górzysty Afganistan uwolnił się od Sowietów. Od 1990 roku oficjalnie Afganistan stał się państwem Islamskim z demokratyczną konstytucją. W 1992 roku konstytucję odrzucono, a Afganistan stał się Islamską Republiką Afganistanu, w której prawo konstytucyjne zostało zastąpione prawami koranu. Partyzantka maoistowska przekształciła się w zbrojne ugrupowania talibów, przy czym z Chinami łączyły ją już jedynie dostawy broni. 

 


Państwo pełne konfliktów plemiennych

Afganistan to państwo pełne konfliktów plemiennych. Mimo wyjścia wojsk ZSRR wojna domowa trwała nadal, a nadzieją na jej zakończenie byli talibowie. Reprezentowali oni skrajnie Islamskie poglądy utożsamiane z drakońskimi obostrzeniami w życiu codziennym. W zasadzie w działaniach swych kierowali się głównie szariatem. W 1996 roku przejęli oni władzę nad krajem proklamując Islamski Emirat Afganistanu. Teren Afganistanu stał się bazą szkoleniową arabskich terrorystów. Ich przywódcą, a zarazem możnym sponsorem, został twórca Al-Ka’idy saudyjski multimilioner Osama bin Laden.  

Zamach na WTC

Islamski Emirat Afganistanu trwał w Afganistanie do 2001 roku. Jego istnienie zakończyła interwencja zbrojna wojsk NATO, która była odwetem po ataku terrorystów bin Ladena na WTC i Pentagon. Żeby uniknąć błędów Sowietów pacyfikacja Afganistanu przez NATO nie była skierowana przeciw Afgańczykom, ale przeciw terrorystom bin Ladena, odpowiedzialnym za atak na Amerykę. To było trudne do przeprowadzenia w kraju doświadczonym w walce partyzanckiej, gdzie każdy, nawet dziecko nosi broń. W miastach wprowadzono prawa bliskie demokracji. Najbardziej skorzystały na tym afgańskie kobiety. Odkryły swoją twarz, mogły pracować, uczyć się, swobodnie poruszać bez asysty "właściciela". Studia na uczelniach zagranicznych otworzyły Afgańczykom oczy. Amerykanie wpompowali miliardy dolarów w odbudowę i modernizację kraju. Afganistan zmierzał w stronę liberalnego, nowoczesnego państwa demokratycznego. Zastąpienie fundamentalizmu islamskiego cywilizowanym państwem prawa opartym o liberalną konstytucję wydawało się sukcesem operacji kierowanej przez Stany Zjednoczone.

20 zmarnowanych lat

Od 2001 roku kiedy do Afganistanu wkroczyły wojska NATO, równolegle do działań bojowych rozpoczęto prace nad stworzeniem struktur policji lokalnej i wojska opartego wyłącznie o ludność miejscową. Z jednej strony w postępował rozwój cywilizacyjny, z drugiej budowano od podstawy elementarne struktury państwowe. Wydawało się, że taki kierunek da gwarancję do trwałego uwolnienia Afganistanu od lokalizowania obozów szkolących terrorystów. Początek był trudny. Nowo wyszkoleni żołnierze Afgańscy po kilku miesiącach atakowali tych co ich szkolili. W takich atakach zginęło wielu Amerykanów. Wymuszenia rozbójnicze i korupcja były powszechne. Kiedy w 2011 roku udało się Amerykanom zlokalizować i zabić bin Ladena, pojawiły się pierwsze przymiarki do opuszczenia Afganistanu przez wojska NATO. Tym bardziej, że nasiliły się konflikty regionalne prowokowane przez kolejne rządy. W 2020 roku w Dausze prezydent Trump porozumiał się z talibami odnośnie warunków wyjścia wojsk USA z Afganistanu. Miało ono nastąpić 1 maja 2021 roku. To porozumienie ostatecznie zrealizował prezydent Biden. 
 

Cywilizacja, czy fundamentalizm religijny

Należy podkreślić, że cywilizacja Afganistanu przez państwa należące do NATO wydawała się przebiegać się normalnie. W dużych miastach społeczeństwo uczono przestrzegania zasad demokratycznego państwa prawa. Jednak na prowincji władze nadal były w rękach talibów. Jak to zauważają komentatorzy od dwu lat nie zginął tam ani jeden żołnierz NATO, a do szkół państwowych chodziło już 6 mln. dziewcząt. Kto mógł przypuszczać, że w dwa tygodnie po wyjściu Amerykańskich wojsk talibowie zdobędą bez walki cały kraj razem z magazynami pełnymi amerykańskiego uzbrojenia pozostawionym do obrony siłom rządowym. Jak to zauważył prezydent Biden "to nie mieści się w głowie, że Afgańczycy tak łatwo zrezygnowali ze swojej konstytucji demokratycznej i bez walki poddali się państwu wyznaniowemu talibów". Przecież żołnierze Afgańscy, regionalna policja cały czas dostawali pensje od Amerykanów. Czy to nie jest usprawiedliwieniem, dla prezydenta USA, który zrozumiał, że nie ma sensu dalej wysyłać amerykańskich żołnierzy do państwa, którego obywatele nie chcą walczyć o utrzymanie swojego demokratycznego państwa prawa? 
Dlaczego młodzi Afgańczycy zamiast bronić konstytucji swojego kraju przed fundamentalistami religijnymi, wolą uczepić się samolotu, który zabierze ich do cywilizowanego świata demokracji? Przecież mogli obronić ten styl życia u siebie.
 

IV RP

Nie bez powodu nasze rozważania dotyczące wyboru przestrzegania konstytucji lub Biblii rozpoczęliśmy od szerokiej analizy sytuacji w Afganistanie. W Polsce też z poświęceniem walczyliśmy o demokrację przed 1989 rokiem. Niepodległość dały nam wybory do Sejmu kontraktowego. Przez 32 lata budowaliśmy liberalne państwo demokratyczne. W porozumieniu wspólnie wypracowaliśmy własną Konstytucję. Byliśmy wzorem i leaderem dla państw z naszego rejonu. Podpisaliśmy Konkordat z Watykanem. Staliśmy się szanowanym członkiem Unii Europejskiej, oraz aktywnym sprzymierzeńcem w NATO. Polacy pełnili wiele ważnych funkcji w instytucjach europejskich i w NATO. Teraz pozwoliliśmy, aby to wszystko w krótkim okresie zniszczyła nam jedna partia, a w zasadzie jeden człowiek. Wykorzystując Kościół katolicki stworzono w Polsce niedemokratyczne państwo wyznanie oparte  o wartości stworzone przez sprytnych PR-owców, doskonałych w sztuce okłamywania społeczeństwa. 
 

Tworzenie konfliktu ideologicznego

Konflikt jaki narasta w Polsce, który być może doprowadzić nas do wojny domowej, jest taki jak w Afganistanie. Przeciwstawiono liberalną, wykształconą i dobrze zarabiającą społecznością miejską, niewykształconej, wykorzystywanej przez obecny rząd i kościół, ludnością na prowincji. Możliwe, że konflikt ten wynika z tego, że społeczność w miastach ma dość luźny, bądź niechętny stosunek do religii, a mieszkańcy wsi mają bezgraniczne zaufanie do księży katolickich. Księża katoliccy podobnie jak duchowni w Afganistanie są aktywną stroną napędzającą konflikt. Podobieństw jest więcej. Przykładem jest 60 letni Mohammad Karim, który sypiał z 6 letnią dziewczynką, a związek z nią nazywał darem Bożym. Podtekst pedofilski ma tu duże znaczenie. Dla Polskich duchownych walka demokratów z pedofilią księży jest "zorganizowanym atakiem na księży i biskupów" - patrz wypowiedzi bp Jędraszewskiego i o.Rydzyka.
 

Konstytucja, czy Biblia?

Działania obecnego rządu, czy aktywny udział księży katolickich w wojnie z osobami szanującymi prawo i konstytucję musi mieć oparcie przynajmniej w części społeczeństwa. To wynika z badań socjologicznych. Wiele osób, jest po prostu pogubionych we współczesnym świecie. Nie dotyczy to jedynie źle wykształconych mieszkańców wsi, będących pod wpływem miejscowych proboszczów. Potrzeba dokonania wyboru między praworządnością opartą o zasady konstytucji, a postępowaniem zgodnym z zasadami Pisma Świętego jest tematem debat w wielu zborach chrześcijańskich. Nie tylko katolickich. Oczywiście podczas tych debat Pismo Święte jest interpretowane przez konkretnych przewodników duchowych. Wprawdzie osoby te są wybrane do posługi przez daną społeczność, ale w większości są to osoby, które ukończyły znane uczelnie teologiczne. Często wspólne dla różnych wyznań.


Wersetami z Biblii można usprawiedliwić wszystko

Odrzucając prawo oparte na konstytucji, wersetami z Biblii można usprawiedliwić wszystko. Na wersety z Biblii powołują się antyszczepionkowcy, Świadkowie Jehowy w zakresie transfuzji krwi, przeszczepów i przyjmowania preparatów krwiopochodnych. Na Biblię powołują się biskupi katoliccy odnośnie chronienia księży-pedofilów przed wymiarem sprawiedliwości. Nawet premier Morawiecki mówiąc reasumpcji głosowania do skutku podkreślił, że to ich "święte prawo" sejmowej większości. Co w tym świętego? Zwolennicy celibatu duchownych powołują się na Ewangelię Św. Mateusza, a ich adwersarze na list Św. Pawła do Tymoteusza. Wszyscy mają rację! W swojej interpretacji są tak zafiksowani, że nie dopuszczają do swojej świadomości, że w czasach opisywanych w Piśmie Świętym małżeństwo było czymś oczywistym w przeciwieństwie do bezżeństwa uważanego za skazę wywołaną jakąś chorobą. Św. Paweł którego wiele osób (nawet Wikipedia) podaje jako przykład osoby żyjącej w celibacie był przecież wdowcem.

Falandyzacja prawa

Osoby młode nie znają czasów, gdy w przestrzeni politycznej funkcjonowało pojecie falandyzacja prawa. Było to na początku lat dziewięćdziesiątych, kiedy prezydentem Polski był Lech Wałęsa, a zastępcą szefa jego kancelarii Lech Falandysz. Falandyzacja prawa polegała na naginaniu przepisów prawa i Konstytucji tak żeby uzyskać założony z góry cel. Praktycznie całe obecne rządy PiS na tym polegają. Nic dziwnego. W kancelarii prezydenta Lecha Wałęsy terminował wówczas przez rok Jarosław Kaczyński. Szukaniem luk prawnych, kruczków umożliwiających korzystną interpretację, zajmują się na co dzień adwokaci. To ich praca. Czy jednak wykorzystywanie Konstytucji do narzucania wiernym alternatywnego punktu widzenia jest czymś etycznym? Czy osoba walcząca o prawa kobiet może naruszać mury kościoła, przestrzeń zarezerwowaną dla kultu religijnego?


Cesarzowi co cesarskie

Ewangelia wg Św. Mateusza (Mt 21 , 15-21) rozstrzyga spór współistnienia prawa państwowego opartego na Konstytucji i przestrzegania zasad wynikających z wiary, wytyczonych przez Biblię. Oba te "regulatory" norm postępowania mogą współistnieć, a nawet powinny. Konstytucja nie może być orężem w walce przeciw nikomu. Tak samo wersety Koranu, czy Pisma Świętego nie należy traktować jak normy prawa świeckiego. Każde ortodoksyjne podejście do wiary budzi śmieszność, niechęć, ignorancję. Nie wynika ona z braku szacunku do Pana Boga, ale z wykorzystywania Go przez różne osoby do celów odbiegających od Istoty jego istnienia i nauczania. Każdy człowiek ma Pana Boga w swoim sercu. Stosunek do niego jest jego sprawą osobistą. Nikt nie ma prawa być pośrednikiem w aplikowaniu Jego na siłę. Nie ma prawa oceniać jak bardzo dany człowiek jest osobą wierzącą. Wiarę nie mierzy się w stopniach. Nie ma znaczenia, czy będzie to czynił biskup Jędraszewski, bin Laden, czy pan Czarnek.  
 

Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną

Dekalog jaki dał nam poprzez ręce Mojżesza Pan Bóg rozpoczyna się słowami "Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną". Biblia w rękach człowieka szukającego usprawiedliwienia swojej chorej ideologii jest takim bożkiem, przed którym przestrzega nas Pan w Dekalogi. Judaizm, islam, chrześcijaństwo to nie są religie, które można wykorzystywać do zdobywania i sprawowania władzy.  Budowanie konfliktu użytecznego politycznie, na bazie religii jest czymś niegodnym człowieka wierzącego. Taka osoba jest hipokrytą i cwaniakiem politycznym, obłudnikiem, a nie człowiekiem, którego cechują jakiekolwiek wartości. Ludzie tacy zdradzają Chrystusa jak to uczynił Judasz Iskariota. Odbieranie dzieciom w szkołach prawa do poznawania Konstytucji jest przestępstwem. Zmuszanie ich do czytania książek religii katolickiej jest niczym innym jak terroryzm talibański. Tak czyni PiS, który konfliktując ludzi i wyznania niczym nie różni się od islamskich terrorystów sprzed dwudziestu paru lat.

 

Współistnienie

Donald Trump zaufał talibom w Dausze. Uwierzył, że zmienili się oni przez te 20 lat kiedy zostali siłą odsunięci od władzy. Jak do tej pory (17 sierpnia 2021 r.) ich konferencje prasowe są koncyliacyjne. Zapewniają się, że w ich przypadku zakończył się okres wspierania terrorystów dokonujących zamachy na całym świecie. Talibowie podkreślają, że gwarantują amnestię dla dawnych elit demokratycznego państwa prawa i tych co współpracowali z państwami o innej kulturze. Zrobią wszystko, aby nie dopuścić do masowej emigracji. Zdają sobie sprawę, że stworzenie bezwzględnego państwa wyznaniowego opartego o szariat spowoduje ucieczkę z kraju osób najbardziej wykształconych. Tak jak to się dzieje w Polsce, gdzie PiS zachęca do wyjazdu między innymi pracowników medycznych, których traktuje ich jak darmowych niewolników.
 

Oni stali tam gdzie ZOMO

W wypowiedziach talibów zwraca uwagę słowo amnestia. Funkcjonariuszy PiS nigdy nie było na to stać. Nienawiść do wszystkich, którzy nie tańczą tak jak zagra Kaczyński to cecha ich "wartości katolickich". Mimo to Donald Tusk przestrzegł Polaków przed polaryzacją poglądów. "Nie bądźcie jak oni!" Oczywiście nie oznacza to nadstawiania drugiego policzka, ale nie realizowanie w scenariuszy napisanych na Nowogrodzkiej. To co najbardziej rozwścieczyło polskich talibów podczas protestów kobiet pod koniec 2020 roku była ich powściągliwość w eskalowaniu konfliktu. To dlatego pan Kaczyński wysłał w tłum swoich prowokatorów, bijących po głowach młode dziewczyny metalowymi rurkami. On chciał sprowokować młodzież, żeby w odwecie ruszyła podpalić Żoliborz. To się nie udało. Młodzież tańczyła, była roześmiana, nie dała się sprowokować służbom Kaczyńskiego. 
Nie mógł on wyprowadzić na ulicę swoich wojsk, jak to sugerował w mailu do Dworczyka.


Z pewnością Polaków i Afgańczyków czeka w najbliższym czasie życie w państwie wyznaniowym, pozbawionym praworządności i demokracji. Nie wiadomo kto będzie bardziej radykalny w wykorzystywaniu religii do zdobywania coraz większej władzy.


#konstytucja #Biblia #Pismo Święte #talibowie #Afganistan #praworządność #falandyzacja prawa

Wybić z ich głów Indianina


Kiedy konkwistador XXI wieku minister Czarnek chce przeprowadzić konkwistę w polskich szkołach, aby wprowadzać w nich wartości katolickie, można zadać pytanie, o które wartości chodzi temu profesorowi Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego? Czy marzą mu się nowe wojny krzyżowe z innowiercami, jak to było w średniowieczu, którego nie ukrywa, że jest fanem? Może chciałby razem z panem Suskim ruszyć na podbój Ameryki Północnej, żeby wybić z ich głów praworządność, poszanowanie konstytucji, demokrację i pluralizm? 
 
Przykładów krucjat Kościoła katolickiego jest wiele. Pius XII błogosławił Hitlera, gdy ten nie ukrywał swojej wizji krzewienia chrześcijaństwa w Polsce w 1939 roku. Jan Paweł II błogosławił Alojzego Wiktora Stepinaca, który wspólnie z Miroslavem Filipović - Majstorovićem mordował i palił całe wioski serbskie i boścniackie. Oni się świetnie uzupełniali "w walce o wiarę": mordując innowierców. Franciszkanin Filipović był komendantem obozu koncentracyjnego w Jasenowacu, a błogosławiony Alojzy Stepanic - katem, który specjalnym tasakiem "Serbiak" osobiście zarzynał Serbów. We wspomnieniach opisywał ile to osób był w stanie zabić jednej nocy. Pewnie się przy tym nieźle umęczył, bo Jan Paweł II nazwał go w 1998 roku Męczennikiem i Błogosławionym.

Zbrodnie Kościoła katolickiego

Czynienie ze zbrodniarzy świętych to cecha Kościoła katolickiego. Niestety, dopiero teraz wiele spraw wychodzi na jaw. W ostatnim okresie najwięcej problemów ma Kościół katolicki z ujawnianą pedofilią. Jest coraz mniej księży katolickich, którzy mają czyste sumienie. Jak nie sami gwałcili dzieci, to tuszowali zbrodnie tych, którzy to robili. Jak to powiedział w Porcie Drzewnym P. Rydzyk w obecności P. Ziobry, ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego: "to, że ksiądz zgrzeszył? No zgrzeszył. A kto nie ma pokus?" Słowa te kierował do jednego z duchownych oskarżonego o gwałty na polskich dzieciach.
 

Zorganizowana grupa przestępcza

Gwałcenie dzieci przez księży katolickich to zjawisko, które występowało i występuje na całym świecie. Ich bezkarność prowadzi do tak zaawansowanej zuchwałości, że mimo nagłośnionych przestępstw nie zmieniają ciągle swojego postępowania. Oczywiście wszystkiemu są winne media, które niepotrzebnie o tym mówią. W zasadzie można podsumować to wszystko tezą, że Kościół katolicki to zorganizowana grupa przestępcza zajmująca się "praniem" pieniędzy mafii, stręczycielstwem i gwałceniem dzieci, kobiet, duchownych i sióstr zakonnych. Nic więc dziwnego, że uwielbieni przez Jana Pawła II chorwaccy księża śmiało mogli być zbrodniarzami wojennymi. Przecież kler tak jak w przypadku przestępstw seksualnych  jest wyłączony spod prawa. Można ich śmiało beatyfikować i stawiać im pomniki.Czy o naukę takiej kultury katolickiej chodzi panu Czarnkowi? 
 
Katolicką - ponieważ mówienie o panu Czarnku i kulturze chrześcijańskiej byłoby obrazą dla chrześcijan Kościoła powszechnego.
 
Memoriał upamiętniający dzieci, które zginęły w katolickich szkołach rezydencjalnych w Kanadzie - Źródło: Reuters

Obozy koncentracyjne prowadzone przez Kościół katolicki

W ostatnich miesiącach zaczęły być niszczone w Kanadzie pomniki i popiersia Johna A. Macdonalda. Podpalono również lub zdewastowano kilka kościołów. Sprawy się nie nagłaśnia, żeby nie wyszło na jaw dlaczego w ludziach jest tyle nienawiści do tamtejszego kleru katolickiego. W tym przypadku chodzi o prowadzenie przez katolików obozów koncentracyjnych dla dzieci rdzennej ludności - Indian kanadyjskich zwanych też Eskimosami*. Obozy koncentracyjne dla dzieci były nazwane szkołami rezydencjalnymi.
 

Historia przymusowych szkół dla dzieci Eskimosów

Oficjalnie historia przymusowych szkół dla Eskimosów w Kanadzie ma swoje początki w 1883 roku. Wówczas John A. Macdonald - pierwszy premier Kanady, z pochodzenia Szkot, przemawiając w kanadyjskim parlamencie poruszył problem Eskimosów umieszczonych w rezerwatach. Nazywając ich dzikusami wskazał, że należy zadbać o edukację ich dzieci. Żeby "wybić im z głowy Eskimosa" -  zaproponował odebranie ich rodzicom i przymusowe umieszczenie ich w szkołach zawodowych, gdzie "nabyłyby obyczajów i sposobu myślenia białego człowieka". Wojsko w asyście księży misjonarzy zaczęło odwiedzać wioski Eskimosów, aby odbiera im dzieci. Oficjalnie interesowały ich dzieci w wieku powyżej 10 lat, ale kto miał metrykę urodzenia. Brano więc wszystkie dzieci i wywożono do "szkół" oddalonych o dziesiątki, a nawet setki kilometrów.
 

Podbić, czy właściwie edukować?

Eksterminacja miejscowej ludności to zjawisko powszechnie towarzyszące kolonizacji krajów afrykańskich, azjatyckich, czy obu ameryk. W Afryce Południowej masowy apartheid trwał do lat 80. XX wieku. Jednak Kanada nie miała środków i odpowiedniej liczby żołnierzy na wojnę z Eskimosami zamieszkującymi jej tereny. Do tego osadnicy z Europy nie byli przygotowani, aby mieszkać w tym surowym kanadyjskim klimacie. Szkoły przymusowe dla dzieci Eskimosów były z praktycznego i ekonomicznego punktu widzenia najlepszym rozwiązaniem. Z jednej strony jako placówki edukacji finansowane przez rząd, umacniały administracyjnie państwowość na terenach należących do Eskimosów. Z drugiej, cywilizowały na swoje potrzeby dzieci ludności rdzennej. Dlatego dość szybko pod koniec XIX wieku powstała sieć szkół z internatem do których przymusowo zwożono dzieci z oddalonych o setki kilometrów miejscowości, tak by rodzice ich nie odnaleźli. Uczynieniem z Eskimosów cywilizowanych ludzi i prawdziwych chrześcijan zlecono szkołom rezydencjalnym, które w 60% były prowadzone przez katolików i 40% przez różne Kościoły protestanckie. Jednak najwięcej przemocy i zbrodni ujawniono w szkołach prowadzonych przez Katolickie Zgromadzenie Misjonarzy Oblatów. Oblaci prowadzili 48 ze 139 szkół rezydencjalnych. Ostatnią placówkę zamknięto w 1996 roku. Szacuje się, że w ciągu 100 lat w szkołach rezydencjalnych zamknięto blisko 200 tys. dzieci. Życie straciło co najmniej 8 tys. Oczywiście dane te są szacunkowe i raczej mało wiarygodne. Skoro szkół było 139 to średnia roczna ilość dzieci wynosiłaby czternaście na szkołę. 
 
            Uczniowie szkoły rezydencjalnej Delmas w prowincji Saskatchewan, 1929 rok.                Źródło: PROVINCIAL ARCHIVES OF SASKATCHE/PAP/EPA

Wybić z ich głów Eskimosa

W szkołach katolickich, które podjęły się chrystianizacji dzieci Eskomosów, były dość proste metody wychowawcze. Bicie uczniów, poniżanie, wymyślne tortury były podstawą w ich edukowaniu. Jednak w szkołach katolickich dochodziły do tego nadużycia. Dzieci zmuszano do pracy, głównie na roli. Praca ta była niewolnicza, i ponad ich możliwości. Dochodziło do gwałtów i zabójstw na masową skalę. To nie były incydenty, ale cały system. System budowania zastraszonej społeczności. Głównym celem edukacji w szkołach rezydencjalnych było wykorzenienie kultury etnicznej i zwyczajów rdzennej ludności Kanady. Jak to pisał Biskup Vital Grandin: chodzi o zasianie w dzieciach głębokiego niesmaku do rdzennego sposobu życia. Muszą poczuć wstyd i upokorzenie, gdy zostanie im wypomniane ich pochodzenie. Dzieci miały przede wszystkim zapomnieć swój rodzimy język. Wpajano, im że ich rodzice są "brudnymi dzikusami". Po ukończeniu edukacji dziecko miało mieć całkowicie zatraconą tożsamość. Wiele dzieci nie wróciło już do swoich domów. Nie wiadomo ile z nich zostało zamordowanych lub zmarło z wycieńczenia.

Porażka edukacyjna

Misja chrystianizacji dzieci ludności rdzennej w Kanadzie trwałaby pewnie do dziś, gdyby nie wnioski do jakich doszli pracownicy ministerstwa edukacji w latach 60. ubiegłego wieku. Po blisko osiemdziesięciu latach terroru zdano sobie sprawę, że księża w szkołach rezydencyjnych niemal nic nie osiągnęli. Dzieci po ukończeniu szkoły nie potrafiły czytać i pisać. Ich obowiązki w "szkołach" ograniczały się głównie do niewolniczej pracy i katechezy. Wpajano im historię królów angielskich. Oczywiście nie we wszystkich szkołach panował terror. Były szkoły, których uczniowie dobrze wspominają. Nie było ich zbyt wiele. Były to szkoły głównie protestanckie. W tych szkołach uczniowie oprócz nauki uprawiały sport. Niestety, to były wyjątki. Są obecnie zbierane informacje o szkołach, a przestępcze metody "wychowawcze" zostaną wkrótce ujawnione. Od 1960 roku postanowiono stopniowo zamykać szkoły prowadzone przez kościoły. Wówczas Kościół katolicki prowadził blisko 70 % szkół rezydencyjnych. Misjonarze przymusowej katechizacji "dzikich" tracili pracę, jednocześnie zacierali ślady swoich zbrodni, w tym ludobójstwa.

Uczniowie szkoły z internatem w Marieval, w prowincji Saskatchewan, 1910 rokPROVINCIAL ARCHIVES OF SASKATCHE/PAP/EPA
 

Kanada chce dokonać rachunku sumienia

Od początku XXI wieku Kanada chce dokonać rachunku sumienia zbrodni, do których doszło na terenie prowincji Kolumbia Brytyjska, Alberta i Saskatchewan. To obszar siedmiokrotnie większy od Polski, na którego terenie mieszka dziś nieco ponad 9 mln ludzi, w tym 120 tys. stanowi ludność rdzenna. Pod koniec XIX wieku Eskimosów było kilkakrotnie więcej. 
 
 
Wprawdzie w szkołach rezydencjalnych zbrodni dokonywali "chrześcijańscy" misjonarze, ale robili to ze zlecenia i za przyzwoleniem władz kanadyjskich. Władze Kanady wyraziły ubolewanie, a Kościoły protestanckie przyznały się, że brały udział w tym procederze. Kościół katolicki jak zwykle w takich sprawach wyparł się czegokolwiek. Gdy Komisja Prawdy i Pojednania ogłosiła raport w sprawie istnienia przez 150 lat szkół rezydencjalnych, uzmysłowiono sobie, że owe "szkoły" były po prostu obozami koncentracyjnymi, w których torturowano i zabijano dzieci, w imię Boga. Wstępnie oszacowano, że liczba zabitych dzieci w 139 "szkołach" nie powinna przekraczać 2 tys. Wkrótce okazało się, że jest ona wielokrotnie wyższa. W pierwszym rzędzie usunięto w Kanadzie wszystkie pomniki Johna A. Macdonalda. Banknoty z jego wizerunkiem wycofano z obiegu, a w podręcznikach przestano przedstawiać go jako ikonę Kanady. Następnie rozpoczęło się dochodzenie, w których szkołach dokonywano zbrodni. 

Torturowanie i zabijanie dzieci w imię Jezusa Chrystusa

Poszukiwanie dowodów zbrodni rozpoczęto na terenie Kolumbii Brytyjskiej i Saskatchewan. Dokumentowano relacje świadków, odkrywano masowe groby, podkreślając przy tym, że nie były one oznakowane żadnymi tabliczkami. Wręcz ukrywano je w niedostępnych miejscach. Oczywiście Kościół katolicki uważa, że takie dzieci po prostu umierały. To tak jak umieranie z głodu w obozach koncentracyjnych, gdzie torturowanym więźniom nie dawano jeść. Nie wspomina się o tym, że dzieci te przed śmiercią były niewolnikami, były torturowane i gwałcone. O ile Kościół katolicki ma dość swobodny szacunek dla Biblii, to w Kościołach protestanckich takie zdarzenia nie powinny występować. Wyjątkiem może być jedynie Kościół anglikański. W szkołach w Wielkiej Brytanii bicie dzieci było dozwolone jeszcze w XXI wieku. Ostatni zakaz bicia dzieci dotyczy Szkocji w 2019 roku i w Walii w 2020 roku. Policzkowanie dzieci, bicie, wykręcanie uszu jest ciągle dozwolone w szkołach koranicznych.

Rdzenne dzieci były zabierane rodzicom i zamykane w szkołach z internatem prowadzonych przez Kościół na terenie całej Kanady (zdjęcie z lutego 1940 roku) Fot. Canada. Dept. Indian and Northern Affairs / Library and Archives Canada 

 

Dowody zbrodni

Toby Obed

Raport Komisji Prawdy i Pojednania powstał dopiero w 2015 roku. Od tego momentu trwa w Kanadzie powszechne dochodzenie dotyczące szkół rezydencjalnych. Na jaw wychodzą fakty dotyczące tortur, odkrywane są masowe groby. Czytając reportaże, felietony i wywiady Joanny Gierak-Onoszko, dziennikarki która, bada los Indian Kanadyjskich możemy dowiedzieć się o świadkach tamtych przestępstw.  "Ocaleńcy" szkół rezydencjalnych mówią o torturach. Toby Obed, podkreśla, że pozbawiono go tożsamości. Nie jest już dawnym Eskimosem kanadyjskim. Nie jest również współczesnym Inutem*. On sam mówi o sobie, że jest jak ludzie którzy przeżyli Holokaust - ocaleńcem. Wspomina tortury w "szkole" prowadzonej przez Katolickie Zgromadzenie Misjonarzy Oblatów. Ich najbardziej ulubioną torturą było przypinanie dzieci do krzesła elektrycznego. Toby jest aktywistą. Przez dziesięć lat walczył o uznanie i wyjaśnienie zbrodni kulturowej jaką dokonano na Eskimosach. Dopiero osobiste spotkanie z premierem Kanady Justine Trudeau doprowadziło do przełomu. Premier osobiście włączył się w wyjaśnianie tej zbrodni. Toby mówi ze system szkół rezydencjalnych był połączeniem najciemniejszych stron brytyjskiej edukacji z amerykańskim systemem więziennictwa. Inuici przez dziesiątki lat byli tak zastraszeni, że wyparli się ze swojej świadomości istnienia tych zbrodni. 
 
O swoim oprawcy Oblacie, biskupie - wikariuszu apostolskim Julesie Leguerrier, członkowi Katolickiego Zgromadzenia Misjonarzy Oblatów, Toby mówi - "Bił mnie i mówił, że wymierza mi karę za grzechy w imię Jezusa Chrystusa, Pana naszego, amen!", innym razem  "Przyniósł do dziecięcej sypialni kota o dziewięciu ogonach. Był to pejcz upleciony z dziewięciu osobnych rzemieni, więc przy jednym uderzeniu na ciało spadało dziewięć ciosów równocześnie" ... "Rozpędzone rzemienie cięły skórę, a jednocześnie spadające na plecy kulki dodatkowo miażdżyły tkanki. To nie był nowy wynalazek, korzystano z niego już na statkach napędzanych siłą niewolniczą"

Tortury Leguerriera trwały wiele lat. Biskupem Watykan mianował go za przetłumaczenie Biblii na język kri, którym posługiwali się Eskimosi. Po jego śmierci w 1995 roku policja ujawniła, że doniesienia o jego zbrodniach obejmują 3 tysiące tomów. Jan Paweł II który odwiedzał Kanadę w 1984, 1987 i 2002 roku nigdy nic nie powiedział o zbrodniach dokonanych przez księży katolickich. Nie zareagował też na witraż w katedrze Chrystusa Króla w Moosonee. Przedstawia on Leguerriera i papieża Jana Pawła II na tle Eskimosów.
 
Przy szkole, w której więziono Toby'iego są dowody kulturowego ludobójstwa. Do tej pory odnaleziono masowy grób 751 dzieci.
 
Szkoła z internatem dla dzieci rdzennych mieszkańców Kanady (1950 r.) zdjęcie: Onet.pl

Louis

Na terenie szkoły Kamloops Indian Residential School udało się znaleźć 215 dziecięcych ciał. 
 
Louis spędził w szkole dziesięć lat od 1951 do 1960 roku. Jest przykładem wyparcia z pamięci tamtych dni. Nie może jednak zapomnieć dormitorium w ich drewnianym baraku. Czekali na kolację, modlitwę i ciszę nocną. Pełne energii dzieci bawią się, krzyczą po prostu rozrabiają tak jak to robią dzieci i dziś. Interweniuje siostra zakonna - szarytka ze Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia. Ze słowami " - Kto dziś posłuży za przykład?"  kieruje wzrok na siedmiolatka. Ściąga mu całe ubranie i kładzie na metalowej pryczy, twarzą do materaca. Pozostałym dzieciom nakazuje pilną obserwację ustawiając ich wokół łóżka. " - Będziecie stać! Będziecie patrzeć!" Zakonnica wyciąga pas i bije nim chłopca. Raz, drugi, trzeci ... Dziecko płacze wijąc się z bólu, a szarytka niczym młot w kuźni posyła w ciało chłopca kolejne razy. Gdy któreś z dzieci obserwujących te tortury odwraca wzrok, zakonnica podchodzi, ciągnie za włosy i przekonuje " - Patrz i ucz się szczeniaku".  Zakonnica wiedziała, że dzieci są głodne dlatego celowo biła dziecko jak najdłużej, bez opamiętania. Widać, że to lubiła. Przerwała dopiero, gdy ofiara nieświadoma już niczego załatwiła się. Dopiero wówczas zakonnica przestała, winiąc pozostałe dzieci za zaistniałą sytuację. Po tej nocy Louis uciekł ze szkoły. Udało mu się, bo rodzice mieszkali zaledwie osiem kilometrów od "szkoły". Jednak księża dopadli go w domu rodziców i zaprowadzili z powrotem do szkoły. Tego wieczoru on posłużył za przykład. Louis przypomina sobie, że pamięta też kota o dziewięciu ogonach. Zauważył jednak, że w ich szkole w warkocze rzemieni były wplecione gwoździe.  

Dla Louisa wychowanie katolickie to oprócz krzesła elektrycznego kot o dziewięciu ogonach.

Evelyn Camille

Evelyn Camille która przez 10 lat była "uczennicą" szkoły prowadzonej przez zakon oblatów w Kamloop. Pamięta, że do kopania grobów duchowni budzili ich nocami. Miała wówczas 6 lat. Dzieci chowano w grobach pojedynczych i zbiorowych na terenie sadu o powierzchni 0,75 km kw. Już 20 lat temu znajdowano w sadzie pojedyncze kości ludzkie. Teraz znaleziono grób zbiorowy 215 dzieci. A ciągle odkrywane są pojedyncze groby, co najmniej kolejnych 160. Poszukiwaniami i lokalizacją ciał zajmuje się dr Sarah Beaulieu z Uniwersytetu Simona Frasera w Kolumbii Brytyjskiej. Camille wspomina nauczycielkę języków obcych - Jules, która była wychowanką tej szkoły. Jej trzynastoletnia siostra zmarła tam w 1940 roku. Po prostu zachorowała z głodu i nie otrzymała żadnej pomocy medycznej. Camille wspomina że dzieci bito za każdym razem, gdy nie używały języka angielskiego. Wspomina cenzurę listów pisanych do rodziców, którzy przecież posługiwali się jedynie językiem plemiennym. Uczono je sprzątania i gotowania.
 
Barak dawnej szkoły
 

Louise Celesta

Louise Celesta opisuje swój pobyt w szkole protestanckiej. Szkołę prowadził Kościół anglikański. Wspomina bicie drewnianą pałką po głowie i zakaz opuszczania budynku szkoły bez zezwolenia. Za to Barb McNab-Larson, przypomina sobie moment odebrania jej od rodziców. Gdy miała pięć lat, została zabrana z farmy dziadków. Następnie wrzucono ją do ciężarówki służącej do przewozu bydła. W szkole w Kamloops obcięto jej włosy i spryskano środkami dezynfekcyjnymi przeciw pchłom. W Kamploop dzieci bito tak długo, aż zaczynały prosić, żeby "wybić z nich Indianina".  
 

Krzesło elektryczne

Najbardziej ulubioną torturą w katolickiej szkole Świętej Anny w Fort Albany było krzesło elektryczne. Było wynalazkiem na którego pokazy zapraszano często zwierzchników kościoła i przedstawicieli lokalnych władz i policji. Wybrańca sadzano na krześle a jego ręce i nogi przypinano do rzemieni z podłączonymi elektrodami. Najczęściej dzieci były zbyt małe żeby można im było przypiąć jednocześnie ręce i nogi. Dlatego zazwyczaj pętali jedynie ręce. Jak wspomina jeden z ocalonych - Knapaysweeta, dziecko przypięte jedynie za ręce fruwało jak spodenki powieszone do suszenia na sznurze od bielizny. Ich ciała jak pacynki wykonywały konwulsyjne, nieskoordynowane ruchy wprawiając w radość biskupów, gubernatorów, czy szefów policji. Drgawki u dzieci regulował ksiądz, który przepuszczał to mniejsze, to większe napięcie.

Źródło: Twitter


Utrzymywanie dzieci w ciągłym głodzie

Tak jak dzieci gwałcone w Polsce, tak ocaleni w Kanadzie przestają milczeć. Tym bardziej, że każdego dnia odkrywane są kolejne dowody zbrodni. Po spotkaniu z Toby Obedem premier Justin Trudeau wyraził silne wsparcie dla śledztwa w sprawie zbadania bezimiennych grobów dzieci. Zbadana ma być również kwestia badań medycznych w celu ustalenia przyczyny ich zgonu. W wyjaśnienie zbrodni kulturowych zaangażował się historyk Ian Mosby z Uniwersytetu Ryersona. 
 
 
Mosby ustalił, że w latach 1941 - 1952 był w szkołach rezydencjalnych prowadzony eksperyment na dzieciach. Dzieci utrzymywano w ciągłym głodzie, aby mogły służyć w testach żywieniowych. Eksperymenty prowadził lekarz i biochemik Lionell Pett, szef federalnego departamentu ds. żywienia. Zgodnie z jego teoriami Eskimosi mają dar znoszenia z powodzeniem ciągłego niedożywienia. Mosby zwraca uwagę na to, że zamkniętych w rezerwatach Indian kanadyjskich pozbawiono dostępu do miejsca ich polowań i pozyskiwania pokarmu roślinnego. Utrzymywanie dzieci w głodzie było więc systemowym głodzeniem dzieci zamkniętych w szkołach rezydencjalnych.

Miejsca kulturowego ludobójstwa

Obecnie trwa zbieranie dokumentów i relacji świadków. Przesłuchania są prowadzone w rezerwacie Sześciu Narodów Wielkiej Rzeki. To wyjątkowe miejsce w którym obok siebie mieszkają Indianie kanadyjscy z plemion: Mohawk, Cayuga, Onondaga, Oneida, Seneca i Tuscarora. Jednocześnie dzięki georadarom poszukiwania szczątków dzieci przynoszą efekty. Przy każdej szkole są cmentarze bez tablic i jakiegokolwiek szacunku do zwłok.

Spalony kościół St. George w Surrey, British Columbia. Podpalenia świątyń rozpoczęły się po odkryciu masowych grobów dzieci. Źródło zdjęcia: AA/ABACA/Abaca/East News


Zmiana narracji

W ostatnich latach w Kanadzie zmieniła się narracja. Eskimosów określa się już jako przedstawiciele Pierwszych Narodów, którzy pomagali i wspierali przybyszów ze Starego Kontynentu. Indianie gościnnie użyczyli Europejczykom swojego terenu, a oni przyjęli to jako swoją własność pacyfikując ludność miejscową, nie w walce, ale podstępem w imię chrystianizacji. Zepchnęli Indian na margines pozbawiając ich godności i tożsamości. Gwałcąc, torturując i zabijając ich dzieci odpłacili im za ich dobroć. 
 
W tym postępowaniu nie było nic z Ewangelii Jezusa Chrystusa. 
 
Z chęci pozyskania prawdziwego Kanadyjczyka, katolika, usłużnego władzy, płynie przesłanie również dla nas. Usta pełne frazesów - zwłaszcza ministra oświaty, szczególnie hipokryty, w podobny sposób mogą doprowadzić polską oświatę do systemu działającemu przeciw dzieciom i ich rodzicom.
 
Zdewastowany w czerwcu 2021 roku pomnik Jana Pawła II przy polskim kościele katolickim pw. Różańca Świętego w Edmonton. Źródło zdjęcia tt/cbc/screen
 
Dewastację pomnika w Edmonton przedstawiciele Kościoła katolickiego zgłosili jako akt wandalizmu jednostce ds. przestępstw z nienawiści i brutalnego ekstremizmu. 
 
Ciała dzieci i kolejne zeznania ofiar zbrodni Kościoła katolickiego są odkrywane bez przerwy.


W tekście wykorzystano opracowania i wywiady Joanny Gierak-Onoszko.

*) Słowo Eskimos jest obecnie uważane w Kanadzie jako obraźliwe. Zastąpiono je określeniem Inuici. Z uwagi na to, że w Polsce słowo to nie ma pejoratywnego znaczenia w tekście użyto słowa Eskimos (kanadyjski).

#szkoły rezydencjalne #wybić z ich głów indianina #krzesło elektryczne #kulturowe ludobójstwo

WDŻ. Wychowanie do życia w rodzinie


Od 22 lat w polskich szkołach są organizowane lekcje WDŻ - wychowania do życia w rodzinie. Zajęcia z tego przedmiotu wprowadzono w 1999 roku, za rządów Jerzego Buzka, gdy Ministrem Nauki był Andrzej Wiszniewski z AWS. W treściach programowych podkreślono potrzebę edukację młodzieży w zakresie: życia seksualnego człowieka, świadomego i odpowiedzialnego rodzicielstwa, podstawowych wartości rodziny. Zajęcia były obowiązkowe z wyłączeniem uczniów, których rodzice zgłosili pisemnie dyrektorowi szkoły sprzeciw udziału ich dzieci w tych lekcjach. W 2014 roku za rządów Ewy Kopacz (KO, PSL) rozszerzono zakres nauczania WDŻ o życiu w fazie prenatalnej oraz metodach i środkach świadomej prokreacji (Dz.U. z 2014 r. poz. 395). Nauczaniem WDŻ objęto dzieci szkół podstawowych od klasy czwartej, do trzeciej klasy gimnazjum, a po reformie, do klasy ósmej szkoły podstawowej.     

Zmiany w nauczaniu od 2015 roku

Od początku nauczanie WDŻ natrafiało na duży opór środowisk "katolickich". Pojawiły się nieprzychylne opinie hierarchów kościelnych, a z czasem hejt w Internecie. Lekcjom WDŻ przyklejono
opinię lekcji propagowania "ideologii LGBT", szkolenia jak zmienić płeć, namawiania do uprawiania wolnego seksu, stosowania środków antykoncepcyjnych, czy poronnych. Z lekcjami WDŻ wiązano również zagrożenie znacznym wzrostem donosów na księży-pedofilów. Hejt skierowany przeciw lekcjom WDŻ nabrał rozpędu po dojściu do władzy PiS. Poza ideologią LGBT, pojawiły się oskarżenia dotyczące zorganizowanej obrony konstytucji, sterowanej przez "lewackich" nauczycieli, szerzenie postaw liberalnych, czy atakowanie księży, którzy jak to powiedział Pan Rydzyk po prostu "zbłądzili". Ostatnio członkowie rządu PiS poszli dalej. Ideologią nazwano ochronę przyrody, mówienie o dewastacji Puszczy Białowieskiej, a zwłaszcza przeciwdziałaniu znęcania się nad zwierzętami. 
 

Integracja młodzieży pod znakiem błyskawicy

Próba zideologizowania nauczycieli natrafia na duży opór środowiska nauczycielskiego. Strajk w 2019 roku najdobitniej pokazał. że przejęcie władzy nad ich umysłami nie będzie takie proste. Co gorsza przeniesienie nauki do internetu -  w okresie pandemii, a zwłaszcza wprowadzonego lockdownu nie zablokowała autonomicznego rozwoju dzieci. To właśnie wówczas młodzież najodważniej włączyła się do protestów (zwłaszcza po prowokacji związanej z całkowitym zakazem aborcji). Jak na Białorusi, młodzi ludzie stali się najbardziej aktywnymi uczestnikami spontanicznych manifestacji mimo, że upolityczniona polska policja niezgodnie z prawem prześladowała nastolatków za udział i "organizację" protestów. Na szczęście sądy stosowały prawo oczyszczając młodzież z zarzutów stawianych im przez ubezwłasnowolnioną policję.
 

Potrzeba zmian z punktu widzenia PiS

Marszałek Terlecki, który pod groźbą wydalenia do Rosji zmusza Panią Cichanouską, niedoszłą prezydent Białorusi, do określonych zachowań względem opozycji, już rok temu takimi samymi metodami usiłował "przywrócić do porządku" nauczycieli. Tak według tego Pana powinna wyglądać demokracja. Jego słynne słowa tuż po wyborach prezydenckich były oczywiste. "Reforma edukacji była niewystarczająca, a dowodem tego jest fakt, że młodzi ludzie nie popierają Prawa i Sprawiedliwości" - to jasny przekaz. Wynika z tego, że Polska edukacja ma wrócić do okresu zarządzania metodami z okresu stalinizmu. A może w kontekście jego słynnego wpisu na Twitterze powrócą zsyłki na Syberię? Oczywiście na takie reformy nie zgadzają się związki zawodowe nauczycieli, a przewodniczący ZNP Bronicław Broniarz ostrzega MEiN kolejnymi strajkami nauczycieli. Dolaniem oliwy do ognia wydaje się decyzja ministra Czarnka o konieczności przywołania do pracy, znienawidzonego przez uczniów, dyrektora jednego z łódzkich liceów, który zakazał na terenie szkoły noszenia znaku błyskawicy. Szkoły przecież nie są uczniów, ani nauczycieli, czy lokalnych samorządów. Według pana ministra Czarnka to jego prywatny folwark, w którym może robic co chce.
 

Propaganda w szkołach

W tak upolitycznionej polskiej szkole najbardziej cierpi edukacja dzieci. W jednych rejonach w szkołach uczy się o noblistkach: Tokarczuk, czy Szymborskiej, w innych pomija istnienie tych słynnych na całym świecie Polek. Gdzieniegdzie wręcz atakuje się za ich antypolską postawę. Przykładem kreowania takiej szkoły nienawiści jest chociażby usunięcie z zestawu lektur książki "Sposób na Elfa" autorstwa Marcina Pałasza. Pracownicy MEiN-u wykreślili tę książkę za antykatolickie wprowadzanie do szkół ideologii science fiction. Oczywiście nikt z ministerstwa nie przeczytał tej książki, która nie dotyczy fantastyki, ale mówi o przygodach pieska o imieniu Elf. Jednocześnie do lektur obowiązkowych wprowadzane są czysto fantastyczne broszury o tym, że Jarosław Kaczyński od dziesiątków lat walczył z komunistami u boku prokuratora Piotrowskiego i sędziego Kryże. Podobno powstał nawet film propagandowy o biografii prezesa, który jest tak infantylny, że jego upublicznienie zablokował ponoć sam prezes.  


Czego mogą nauczyć się dzieci na lekcjach WDŻ?

W efekcie wojny propagandowej jakiej są w szkołach poddawane nasze dzieci, lekcje WOS, czy WDŻ są dowolną interpretacją szkoły i nauczyciela prowadzącego te zajęcia. Ramy programowe są oczywiście skorelowane z oczekiwaniami większości rodziców. Uwzględniają ich preferencje polityczne, wyznaniowe, czy kulturowe. Wiadomo, że w jednych szkołach lekcje WDŻ przypominają bardziej lekcje wychowawcze. W innych nauczyciele usiłują przekazywać dzieciom przydatną dla nich wiedzę. Na lekcje zapraszani są pedagodzy szkolni, seksuolodzy, etycy i księża. Niestety są też szkoły w których uczy się dzieci, że od prezerwatyw można dostać raka, a dotknięcie brudnej klamki skutkuje zajściem w ciążę

Badania nad stanem wiedzy zdobytej na lekcjach WDŻ

Żeby móc ocenić jakość nauki przekazywanej uczniom na lekcjach WDŻ, Grupa "Ponton" przeprowadziła badanie* młodzieży w wieku 15-22 lata w temacie wiedzy seksualnej. "Ponton" to działająca od 20 lat nieformalna grupa wolontariuszy działająca przy warszawskiej Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny. Zajmują się oni edukacją seksualną. Prowadzą telefony poradniczo - interwencyjne. Zajmują się badaniami poziomu świadomości seksualnej dzieci i młodzieży. Opracowali oni ankietę, która została dostarczona online ponad 11 tysiącom respondentów w całej Polsce. 
 

Ankieta

Ankieta obejmowała pytania, które najczęściej pojawiają się na lekcjach WDŻ. Kompleksowe wyniki badań zostaną opublikowane jesienią 2021, ale już teraz można nakreślić kilka najważniejszych wniosków. Oto podstawowe wnioski wynikające z ankiety Grupy "Ponton", uzupełnione o nasze obserwacje i opinie zaprzyjaźnionych nauczycieli, zarówno byłych jak i jeszcze pracujących:   

1. Ideologiczny charakter zajęć

Przede wszystkim młodzi ludzie podkreślają, że lekcje wychowania do życia w rodzinie są przekazem ideologii, a nie wiedzy opartej o opracowania naukowe. Tematyka antykoncepcji, czy "pierwszego razu" jest z zasady traktowana lakonicznie przez nauczycieli przedmiotu. Dzieje się tak ze strachu przed utratą pracy przez nauczyciela lub narażenia się na szykany ze strony dyrektora szkoły. Natomiast nauczyciele ze złamanym kręgosłupem moralnym opowiadają dzieciom niestworzone rzeczy, wyzsane z palca, lub oparte o hejt. Nawiązują przy tym do haseł ruchów anty szczepionkowych. 
 


2. Na lekcjach WDŻ "wieje nudą"

Niemerytoryczne treści przekazywane na lekcjach, budowane na osobistych przekonaniach nauczycieli, stają się po prostu monotematyczne. Praktycznie po dwu kolejnych lekcjach uczniowie wyłączają swoją percepcję, a lekcje traktują jak spowiedź nauczyciela z dokonanych przez niego życiowych wyborów. Zamiast uzyskać wiedzę w temacie seksu, seksualności, czy planowania rodziny dowiadują się, że antykoncepcja jest przyczyną pojawienia się raka. Takie nauki tak mieszają w głowach dzieci, że mają one znaczne problemy psychicznej oceny sytuacji, gdy choroba nowotworowa dotknie kogoś z ich najbliższych., zwłaszcza małoletnich. Aby uchronić się od niepotrzebnych stresów na lekcjach WDŻ dzieci, dla własnego bezpieczeństwa, całkowicie wyłączają swoją aktywność. W tym czasie odrabiają zaległe prace domowe, rozmawiają między sobą na różne tematy, traktując nauczyciela jak powietrze. Z czasem uczniowie proszą rodziców o wykreślenie ich z lekcji WDŻ, podobnie jak zaraz po komunii lub po bierzmowaniu, rezygnują z religii.

3. Kontrproduktywa edukacja

Dzieci podkreślają, że lekcje wychowania do życia w rodzinie są źle zorganizowane. Prowadzą je nauczyciele, którym po prostu brakuje godzin do pełnego etatu. Nauczycielem WDŻ najczęściej jest wychowawca, nauczyciel plastyki, muzyki, historii, chemii. Co gorsza nauczycielami są również katecheci w tym księża! Głód wiedzy uczniów w zakresie programu nauczania WDŻ w żadnym stopniu nie jest zaspokojony. Odpowiedzi na nurtujące ich pytania muszą czerpać z Internetu lub od znajomych. Niestety w Internecie nie wszystko znajdą. Ciężko dowiedzieć się czegoś o "złym dotyku" czy pierwszej wizycie u ginekologa, czy urologa. Największy strach u nauczycieli powodują pytania dotyczące LGBT, lub tożsamości seksualnej. Niektórzy nauczyciele wprost odpowiadają, że chcą jeszcze trochę popracować w zawodzie i na takie "prowokacyjne pytania" nie będą odpowiadać.   

4. Lęk przed ciążą

Jednym z efektów wychowania do życia w rodzinie jest wpojony dziewczynkom strach przed ciążą. Na lekcjach WDŻ dowiadują się, że w ciążę można zajść wszędzie bo plemniki są "transportowane" przez wiatr i wodę. Do zapłodnienia może dojść przy kontakcie z brudną klamką, dotykając kranu w toalecie czy siadając na desce klozetowej, na której mógł usiąść wcześniej chłopak. Trauma jest tak silna, że dziewczynki odmawiają wspólnych toalet z chłopcami podczas obozów harcerskich. Również siadanie na trawie, bez kocyka według niektórych nauczycieli WDŻ prowadzi do ciąży. Ciężko ocenić u jakiego procenta kobiet, które pobierało takie "nauki" nie będzie miało trwałych urazów psychicznych.



Jest naprawdę źle

Naprawdę jest źle! - mówi po pobieżnej analizie ankiety Antonina Lewandowska, wolontariuszka Grupy "Ponton", konsultantka w zespole Rzecznika Praw Obywatelskich. Jest przerażona, że według pomysłów ministra Czarnka od przyszłego roku szkolnego lekcje WDŻ będą obowiązkowe dla wszystkich uczniów. Uprzedza - "to będzie katastrofa!". Wypaczenie wiedzy na temat współżycia seksualnego, transseksualności, relacjach z partnerami, trwałych związkach, ślubie i posiadaniu własnych dzieci  to zguba dla powstawania w przyszłości zdrowych relacji rodzinnych. Wywoływanie u młodzieży wstrzemięźliwości seksualnej przed ślubem przy pomocy bezproduktywnych bajek, kłamstw i zastraszania, prowadzi donikąd. To że dla MEiN wychowanie do życia w rodzinie ma być "priorytetem polskiej szkoły" jeszcze nic nie znaczy. Sam nakaz by lekcje WDŻ były w środku planu lekcyjnego nie wywoła chęci uczestniczenia dzieci i młodzieży w nudnych i niemerytorycznych lekcjach. Zmienić trzeba przede wszystkim zasady prowadzenia tych lekcji. Konieczne jest ich odpolitycznienie i usunięcie z nich treści ideologicznych i religijnych. Takie lekcje muszą prowadzić nauczyciele, którzy na swoich lekcjach wykorzystują opracowania naukowe, a na niektóre zajęciach zapraszają specjalistów w danej dziedzinie. W przeciwnym razie wiedza ta będzie pozyskiwana przez dzieci z internetu, głównie poprzez filmy pornograficzne i fora na których są narażeni na bezpośredni kontakt z pedofilami.  

Przysposobienie do życia w rodzinie

Nasze społeczeństwo okres PRL-u traktuje jako zarządzaną odgórnie maszynę służącą indoktrynacji społeczeństwa. To dość osobliwe spojrzenie na przeszłość cechuje głównie współczesnych populistów, którzy chcą pozyskać elektorat tworzony na ich kłamstwach. Oczywiście nie oznacza to, że w PRL-u nie było typowych przedmiotów ideologicznych. Do takich należał ówczesny WOS. Oficjalnie była to forma kontynuacji nauki historii współczesnej, ale tak na prawdę była to rejestracja światopoglądu uczniów, a w zasadzie poglądu ich rodziców. Jednak co do przygotowania do życia rodzinnego okazuje się, że w tym zakresie nie było tak źle jak teraz. To nie była resocjalizacja, ale przysposobienie do dorosłego życia. Seksualność człowieka nie była głównym elementem tego nauczania. Podręczniki z tego okresu były autorstwa lub pod redakcją znanej pedagog teorii opiekuńczych Janiny Maciaszkowej (1923-1991). W swoich pracach podkreślała opiekuńczo-wychowawczą rolę edukacji w szkole.  
 
Szkoła musi w sposób merytoryczny odpowiadać na pytania uczniów. Nie może kreować opinii, ale pokazywać źródła wiedzy i ułatwiać dzieciom dotarcie do nich. Nauczyciel ma tłumaczyć ważną i trudną tematykę w oparciu o najnowszą wiedzę naukową. Samo słowo nauczyciel pochodzi od nauki, nie od propagandy ideologii partii, która chwilowo sprawuje władzę! 
 
 

Podręczniki z czasów PRL-u

Kilkanaście lat temu dotarliśmy do podręcznika dla zasadniczej szkoły rolniczej. Podręcznik pochodził z lat 60. ubiegłego wieku i był przeznaczony wyłącznie dla dziewcząt, tak jakby wówczas klasy na tych lekcjach były podzielone na dziewczyny i chłopców.  Podręcznik przygotowywał uczennice do bycia dobrą gospodynią w gospodarstwie rolnym. Oprócz podstawowych informacji na temat zapobiegania ciąży, małżeństwa, opieki nad noworodkiem i wychowywania dzieci, były w nim poruszane tematy dotyczące zachowania higieny w "domu i obejściu gospodarskim", zasad zachowania czystości w pracach ze zwierzętami, przygotowywania i przechowywania pokarmu, robienia przetworów na zimę,  leczenia, udzielania pierwszej pomocy i zaopatrywania ran, szycia, naprawy urządzeń domowych, itp. Z pewnością podręcznik był pisany w formie poradnika dla przyszłych kobiet, które kończyły już swoją edukację. Tak było na wsiach w latach sześćdziesiątych. Z tych podręczników z pewnością kobiety korzystały jeszcze nie raz w dorosłym życiu. Chociażby przy kompletowaniu wyprawki czy pierwszej kąpieli swojego dziecka.  
 

WDŻ przedmiotem fakultatywnym

Z pewnością lekcje wychowania do życia w rodzinie nie mogą być fikcją. Nie mogą być również prowadzone przez przypadkowych nauczycieli, którym brakuje godzin do etatowego pensum. Ze względu na różnice ideologiczne i wyznaniowe, uczniom, a w zasadzie ich rodzicom powinno się zapewnić prawo wybory różnych przedmiotów fakultatywnych. Dotyczy to takich przedmiotów jak: religia, religioznawstwo, WDŻ, filozofia, etyka. One nie mogą być przedmiotami alternatywnymi. Przecież znajomość tych zagadnień wzbogaca wykształcenie dziecka. Również przedmioty te nie mogą się wykluczać. Powinny stanowić kompleksową ofertę nauczania w szkole.
 

Zarys programowy nauczania WDŻ

Przede wszystkim lekcje WDŻ nie powinny być lekcjami Kamasutry. Udział lekcji o seksualności człowieka w całości ramy programowej przedmiotu powinien być wyważony. Z uwagi na intymny i wstydliwy charakter zagadnienia, lekcje te powinny być prowadzone przez wyspecjalizowanych nauczycieli nie uczących na codzień w danej szkole. To z pewnością ośmieli uczniów w zadawaniu kłopotliwych pytań. Antykoncepcja powinna być omawiana z wyróżnieniem zwyczajów kulturowych, czy religijnych. Omawiając temat LGBT, czy transseksualności większy nacisk powinien być nakładany na tolerancję, niż techniczne aspekty tego zagadnienia. Dużo miejsca na lekcjach WDŻ powinno się poświęcić "złemu dotykowi", zagrożeniu pedofilią i przemocą w rodzinie. Dziecko musi mieć pewność, że pedofilia nie jest jego winą, ale winą zboczeńca bez względu na to, czy jest w sutannie, czy w fartuchu lekarza. Musi wiedzieć, że przestępcą seksualnym może być nauczyciel, wujek, ojciec, sąsiad, kolegą ze szkoły, czy jakiś obcy człowiek zapraszający go na lody. Podczas lekcji WDŻ należy uzbroić dzieci w wiedzę jak przeciwdziałać przemocy i gdzie mogą zgłosić dokonane na nich przestępstwo. 
 
 

Miłość i  szczęście

Temat związków, ciąży, czy świadomego rodzicielstwa powinien być omawiany z podkreśleniem radości płynących z założenia własnej rodziny. Nie wolno dziewczynek wprowadzać w traumę strachu przed ciążą. To nie są słupki statystyczne niechcianych ciąż, ale żywi ludzie! One kochają swoje mamy i same chcą być mamami. Czasem ich mamy są w ciąży. Czy to znaczy, że mają mieć za to do nich pretensje o to, że siadły na gołej trawie? Również księżom katolickim, którzy przecież oficjalnie nie mają własnych rodzin, żon i dzieci, nie wolno być nauczycielami WDŻ, a już bezwzględnie nie mogą oni być cenzorami konspektów i ram programowych nauczycieli etyki, czy wychowania do życia w rodzinie. Tak przez lata było w jednym z dużych miast w Polsce, To skutecznie zahamowało w szkołach normalną edukację w tych przedmiotach. 

*Uwaga:
Należy zauważyć, że Grupa "Ponton" zajmuje się organizowaniem edukacji seksualnej dzieci w szkołach. Istnieje więc ryzyko, że ich badania, a zwłaszcza wyciągane wnioski mogą być obarczone nieobiektywnym spojrzeniem na niektóre odpowiedzi respondentów.

- Copyright © Inside Your Life | blog lifestylowy - Powered by Blogger -